“Lista strachów” Kaczyńskiego traci aktualność. PiS próbuje zgranej karty

23.05.2024

 

Prawo i Sprawiedliwość postanowiło w kampanii wyborczej odgrzebać sprawdzone wątki nienawiści do mniejszości seksualnych. Wygląda na to, że PiS niczego nie nauczyło się z poprzednich kampanii. A co gorsza – nie jest w stanie zareagować na zmiany w elektoracie.

Prawu i Sprawiedliwości najwyraźniej brakowało w tej kampanii emocji. Postanowiło więc sięgnąć po sprawdzone środki, czyli nienawiść. A tę do tej pory najłatwiej skierować było przeciw uchodźcom i społeczności LGBT.

Tyle że tym razem PiS-owi coś z uchodźcami nie za dobrze szło. Po pierwsze, całej historii z unijnym Paktem Migracyjnym wyborcy nie rozumieją. Kto w końcu był “przeciw”? Kto był “za”? A przede wszystkim, dlaczego pakt przyjęto, skoro wszyscy politycy – ci, co rządzili i ci, co rządzą – byli przeciw? W dodatku pracuje komisja śledcza ds. afery wizowej, która pokazuje sporą nieudolność PiS w sprawach migracyjnych. Lepiej więc nie poruszać tego tematu w ogóle, by nie wystawiać na strzał. Ze społecznością LGBT sprawa wygląda inaczej.

Zaczęło się od “przypadkowego” komentarza Waldemara Budy w stosunku do wiceministra Krzysztofa Śmiszka. W studio Polsatu zwracając się do Śmiszka polityk PiS rzucił: “pana mąż czy tam żona”. Miał na myśli oczywiście europosła Roberta Biedronia, partnera Śmiszka. Szczerze mówiąc, aż wierzyć się nie chce, że milenials, bo Waldemar Buda jest ledwo po czterdziestce, może powiedzieć coś tak głupiego. Głupiego z kilku powodów. Po pierwsze – skoro już używa słów “mąż/żona” to znaczy, że akceptuje zawarty za granicą związek panów Śmiszka i Biedronia i traktuje go na równi z małżeństwem. Po drugie, bo użycie zdań typu “a kto tam u was jest żoną” (tu powinien nastąpić jeszcze charakterystyczny dla wyborczych spotkań prawicy rechot) jest charakterystyczne dla ludzi zdecydowanie starszej daty.

Ale pan były wiceminister, odpowiedzialny za niezwykle owocne negocjacje w sprawie KPO, postanowił zrobić szoł. W końcu kandyduje do europarlamentu, ale pechowo z trzeciego miejsca na liście. A nie jest wcale łatwo przeskoczyć dwoje mocnych kandydatów. Zresztą Buda w tym tygodniu zaliczył kilka występów, które należy traktować wyłącznie w kategoriach wyborczych. Ale atakiem na Śmiszka trafił nie tylko – sądząc po komentarzach w mediach społecznościowych – w gust wyborców, ale także partyjnych kolegów.

Niektórzy chyba pozazdrościli Budzie i pożałowali, że sami na to nie wpadli. Przemysław Czarnek, także w Polsacie, postanowił iść dwa kroki dalej i nazwał Roberta Biedronia “zdegenerowanym”. Wykrzykiwał także, że za Biedroniem stoi ideologia. W efekcie awantury telewizyjne studio opuścił przedstawiciel Trzeciej Drogi, wiceminister spraw zagranicznych Paweł Zalewski. Czarnek co prawda nie startuje w tych wyborach, ale wciąż chce się liczyć w rozgrywce wewnątrz partii. A przecież w wewnętrznej walce najlepiej znaleźć wroga zewnętrznego i gromadzić ludzi w walce z nim. Tusk jest wrogiem oczywistym, ale emocje muszą być jeszcze większe.

Wreszcie Jarosław Kaczyński postanowił połączyć kilka wątków. Jak na prezesa przystało – w jednym strumieniu świadomości. Otóż zarządzenie Rafała Trzaskowskiego o krzyżach w stołecznych urzędach skojarzyło się Kaczyńskiemu z Unią Europejską i cywilizacją zachodnią. A to musi przecież prowadzić do społeczności LGBT.

“Ktoś, kto chce usuwać krzyże, kto atakuje wolność religijną, atakuje także naszą cywilizację, która jest najbardziej życzliwa człowiekowi” – mówił Jarosław Kaczyński. I dalej ciągnął “mamy do czynienia z różnymi aktami szaleństwa, gdzie maleńka mniejszość narzuca obyczaje większości”. Po czym brnął dalej: “Na Uniwersytecie Warszawskim nie ma studentek i studentów, są osoby studenckie […]. Ludzie, którzy mają zakłócenia – takie naturalne zakłócenia, bo to się zdarza i takim ludziom trzeba pomagać – przynależności, jeżeli chodzi o płeć, to jest około jednego promila ludzi naturalnie […]. Ale dla tych, którzy są po prostu normalni i chcą, żeby ich nazywać zgodnie z tym, kim są, to jest ograniczenie wolności”.

Przez całą kampanię 2023 r. słyszeliśmy tę samą płytę. Powtarzany non stop “żart” (nic śmiesznego, ale prezes i cała sala zgodnie rechotali) o tym, że Kaczyński teraz jest Jarkiem, a od 16:30 będzie Zosią. Pełne nienawiści wobec mniejszości zdania padają z ust polityków PiS za każdym razem, kiedy jest szansa na polityczny zysk. Partia nie bierze pod uwagę społecznego ciężaru sączonej nienawiści i powtarza w kółko te same obrzydliwe zdania. A to Antoni Macierewicz o Platformie skręcającej w stronę “lesbijsko-gejowską”, a to Mariusz Błaszczak o “paradzie sodomitów” w Poznaniu i sprzeciwie wobec “flag homoseksualistów”.

W każdych kolejnych wyborach przynosiło to efekt. Problem PiS polega na tym, że lista polskich strachów, spisana przez partię w 2015 r., zaczyna się w bardzo szybkim tempie dezaktualizować. Kiedy w 2015 r. partia zrobiła badania, czego boją się wyborcy, zagrożenie dla tradycyjnej rodziny ze strony społeczności LGBT było dość wysoko. Ale PiS nie zauważyło, że przez ostatnią dekadę Polacy bardzo się zmienili. Nie tylko nie chcą powrotu do “kompromisu” aborcyjnego, ale także chcą związków partnerskich dla par jednopłciowych. W sondażu dla RMF i “DGP” prawie dwie trzecie badanych powiedziało “tak” związkom par tej samej płci. To nie tylko elektorat KO i Lewicy. W elektoracie PiS-u jest 27 proc. wyborców, którzy chcą związków partnerskich.

Najwyraźniej to, co przeraża prezesa Kaczyńskiego, poza nim straszy mało kogo. A politycznie to oznacza jedno – PiS na tej narracji nie może już poszerzyć elektoratu. W tej chwili wyborcy partii chcą głosować na PiS mimo tych wywodów prezesa, a nie dzięki nim. Ale elektorat PiS też ulega przemianie. Wartości konserwatywne to coraz bardziej europejska chadecja, a nie typowa, związana z Kościołem polska prawica. Także młodzi ludzie, którzy podzielają poglądy PiS np. na Unię Europejską, kompletnie nie rozumieją, dlaczego partia zajmuje się nieustannie seksualnością innych.

Wróćmy na chwilę do krzyży w warszawskich urzędach. Niektórzy komentatorzy przewidują, że decyzja Rafała Trzaskowskiego może go kosztować prezydenturę. Oczywiście może, ale równie dobrze może to być deklaracja, której chce część wyborców. Jednym z oczekiwań elektoratu Koalicji Obywatelskiej i Lewicy oczywiście, był rozdział państwa od kościoła. Podobnie myśli także część wyborców Polski 2050. A zatem rozporządzenie Trzaskowskiego może być sygnałem, że jako prezydent utrzyma ołtarz z dala od tronu.

Z drugiej strony PiS próbowało już “bronić krzyża” wmawiając wyborcom, że PO próbuje atakować wiarę i Jana Pawła II i nic z tego nie wyszło. Było to zaledwie rok temu, a PiS o atakach na papieża zapomniało i nie wróciło ani razu do sprawy. Teraz będzie broniło krzyża przed Trzaskowskim. Zobaczymy, na jak długo wystarczy partii energii. Najpewniej jak zwykle – po kampanii zapomni o sprawie. Aż do następnych wyborów.

 

https://x.com/KleofasW/status/1793597145268002955