ZAPAMIĘTAJMY ICH NAZWISKA.

nie wolno lekceważyć represji stosowanych wobec ludzi broniących swojego prawa do obrony prawa

 

Ponad 20 prokuratorów oddelegowano ostatnio do innych jednostek, na ogół niższego stopnia. To się zdarzało już wcześniej, ale po raz pierwszy od czasów komuny zesłania te dotyczą wyłącznie niepokornych, walczących z bezprawiem w organach ścigania. Jednak nawet w PRL nie decydowano o tym zaocznie, bez kontaktu z zainteresowanym. Nie osłabiano prokuratur z największą liczbą wakatów, by „wzmocnić” placówki, gdzie sytuacja kadrowa była znacznie lepsza. Nie wysyłano ludzi w najdalsze krańce Polski dając im dwie doby, albo i mniej, na uporządkowanie swoich spraw, na przeprowadzkę, znalezienie mieszkania i zagospodarowanie w nowym miejscu. I nigdy dotąd nie szastano pracownikami tak ostentacyjnie, z równie bezczelną argumentacją.

 

Władza z nieskrywaną satysfakcją kłamie w żywe oczy, że chodzi wyłącznie o wzmocnienie placówek terenowych w czasie pandemii. Ale wierzą w to tylko ci, którzy lubią być oszukiwani. Bez odpowiedzi pozostają wszelkie pytania i wątpliwości. Jaki wpływ ma szalejąca od pół roku pandemia na tak nagłe i gwałtowne ruchy kadrowe? Ile kosztują te wszystkie wędrówki i przeprowadzki? Na czym oszczędza niedoinwestowana prokuratura, by zyskać 600 tys. zł na opłacenie delegacji 20 prokuratorów przez pół roku? Dlaczego zabiera się ludzi z prokuratury Warszawa Mokotów, gdzie obsadzonych jest ledwie połowa etatów, i przenosi tam, gdzie te braki są dalece mniejsze? A jeśli gdzieś naprawdę drastycznie brakuje prokuratorów, to dlaczego nie szuka się kogoś mieszkającego bliżej?

Nie warto pytać, dlaczego kierownictwo resortu nie rozmawia ze zsyłanymi prokuratorami i czemu stwarza im wręcz nieludzkie warunki przenosin. Wiadomo przecież, że ta władza interesuje się tylko losem „swoich” – i dla nich jest marchewka: awanse, premie i szczepienia poza kolejnością. Dla niepokornych jest kij. Prokuratora krajowego, który inicjuje i organizuje resortowe wędrówki ludów, nie obchodzi, że jedna z przenoszonych cierpi na poważna chorobę przewlekłą, której nie da się leczyć w prowincjonalnej przychodni. Nie interesuje go, czy małe dzieci poradzą sobie bez mamy przez pół roku. Ma w nosie, że inna przenoszona prokurator pozostawi bez opieki niepełnosprawną matkę. I gwiżdże na to, gdzie ma teraz mieszkać zesłany prokurator, skoro hotele są nieczynne, a szybkie wynajęcie mieszkania w małym mieście często graniczy z cudem. Żeby upokorzyć podwładnych, którzy ośmielają się przestrzegać przepisów prawa, komendanci polskich prokuratorów godzą się na ogromne opóźnienia tysięcy spraw prowadzonych dotąd przez delegowanych. Zanim te sprawy trafią do innych prokuratorów, zanim zapoznają się z nimi i zanim znajdą termin ich rozstrzygnięcia, tysiące ludzi czekać będzie na sprawiedliwość, dłużej o miesiące, albo i lata.

Miało być sprawniej, sprawiedliwiej i po ludzku, miała być równość wobec prawa. Jak jest, każdy widzi. Są ludzie, którzy bez żadnego trybu bezkarnie łamią przepisy, a prokuratura nie reaguje, a czasem wręcz broni przestępców przed sądem. I są też tacy, których bez żadnego trybu karze się z pominięciem postępowania dyscyplinarnego, bez możliwości odwołania i bez prawa do obrony. Karze się nie tylko niepokornych prokuratorów, ale też nas wszystkich. Maleją szanse na sprawiedliwe rozstrzygnięcia ludzkich spraw, postępowania będą się ślimaczyć jeszcze bardziej niż dotąd, a koszty zemsty władzy na niepokornych poniesiemy my wszyscy, podatnicy.

 

Zsyłki mają u nas długą tradycję. W średniowieczu krytyków władzy, których nie opłacało się wieszać, przeganiano z miast i państw bez prawa powrotu. W zaborze rosyjskim niepokornych wywożono kibitką na katorgę. W II Rzeczpospolitej przeciwników władzy nagminnie wysyłano do więzień najbardziej oddalonych od ich domów. Pominę okupacyjne wywózki i przymusowe wyjazdy na roboty. W czasach komuny wysiedlano i przenoszono całe rodziny, a ludzi niektórych zawodów przez wiele lat obowiązywał nakaz pracy w wyznaczonych miejscach. W roku 1968 władza pozbywała się Żydów, a w stanie wojennym wielu opozycjonistom proponowano paszport ważny w jedną stronę. Dzisiejsza opresyjna władza czerpie pełnymi garściami z doświadczeń historycznych despotów. Prowadzona przez PiS polityka historyczna polega jednak na tym, że zamiast uczyć Polaków historii opowiada się ludziom historyjki. O uchodźcach z pasami szachida, o straszliwym potworze Gender, o pedofilach z LGBT, o sędziach masowo kradnących wiertarki, a teraz o dobrym władcy i złych prokuratorach.

Prokuratorzy nie cieszą się w społeczeństwie szczególną sympatią , a represje spotykające niepokornych przedstawicieli tej grupy zawodowej nie należą do najdotkliwszych. Przecież nie tracą pracy, nie płacą rujnujących grzywien, nie idą do więzienia i nie znęcają się nad nimi sadystyczni policjanci. Jeszcze nie. Ale ludziom przyzwoitym nie wolno lekceważyć represji stosowanych wobec tych, którzy bronią swojej przysięgi i prawa do obrony prawa. Nie przechodźmy do porządku dziennego nad próbą pacyfikacji porządnych, prawych ludzi. Nie przyzwyczajajmy się do żadnej opresji, nie mówmy: „co zrobić, PiS już tak ma…”. Stańmy w obronie prześladowanych prokuratorów, albo przynajmniej zapamiętajmy ich nazwiska. Choćby tych ze stowarzyszenia Lex Super Omnia, którzy od początku „dobrej zmiany” walczą z bezprawiem PiS:

Jarosław Onyszczuk, już wcześniej zdegradowany do prokuratury rejonowej Warszawa Mokotów, a teraz zesłany do Lidzbarka Warmińskiego, 263 km od domu.

Ewa Wrzosek, zesłana z prokuratury Warszawa Mokotów do placówki rejonowej w Śremie, 311 km od domu, w zemście za wszczęcie postępowania w sprawie zorganizowania wyborów podczas pandemii.

Mariusz Krasoń z krakowskiej Prokuratury Regionalnej, autor krytycznej uchwały w sprawie nacisków wywieranych przez władze na prokuratorów, zesłany na pół roku do Wrocławia, a ponieważ nie spokorniał, otrzymał właśnie kolejny wyrok: pół roku w prokuraturze rejonowej na Podgórzu.

Katarzyna Kwiatkowska, pełniąca obecnie obowiązki prezesa Lex Super Omnia, delegowana z Warszawy na prowincję również po raz drugi, tym razem do PR w Golubiu-Dobrzyniu.

Daniel Drapała z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, aktywista „Lex Super Omnia”, skierowany do pracy w odległej o 411 km Prokuraturze Rejonowej w Goleniowie.

Katarzyna Szeska, wcześniej zdegradowana z prok. Apelacyjnej do Rejonowej Warszawa Wola, została zesłana do Jarosławia, bo donosząc sama na siebie ośmieszyła prokuratora krajowego, który zapowiedział karanie prokuratorów uczestniczących w manifestacjach.

 

Zapamiętajmy te nazwiska, bo kiedyś, może już niedługo, trzeba będzie obsadzić nowe władze odrodzonej prokuratury.

Na pewno nie zabraknie przyzwoitych prokuratorów, bo rośnie sprzeciw wobec folwarcznych rządów funkcjonariuszy „dobrej zmiany”. Nazwiska tych rządców również musimy zapamiętać, tym razem nie wolno zapomnieć o postawieniu ich w stan oskarżenia. Szczególnie pieczołowicie zapamiętać trzeba dokonania krajowego prokuratora Bogdana Święczkowskiego. Jest on bowiem kimś więcej, niż tylko ekonomem, pilnującym porządku na folwarku Ziobry. W środowisku prawniczym mówią o nim „godzilla”, ze względu na posturę, tubalny bas, którym straszy podwładnych, oraz jego nieprzewidywalne i agresywne reakcje. Jako szef ABW miał zwyczaj rzucać popielniczką w kierunku tych, którzy mu się postawili. Jako prokurator krajowy rozrzuca po kraju ludzi, którzy wyżej cenią sobie przysięgę niż jego bezprawne rozkazy.

Warto też zapamiętać wypowiedź prezydenta Dudy, który odpytywany w TVN24 co sądzi o zsyłkach niepokornych prokuratorów, wyjaśnił, że jeśli jakiemuś prokuratorowi coś się nie podoba, to przecież zawsze może zmienić zawód. Byłby w tym jakiś sens, ale pod warunkiem, że tej regule podporządkują się wszyscy. Także ci, którym nie podoba się demokracja. W tym prezydent Duda, minister Ziobro i prokurator Święczkowski.

 

 

koduj24.pl