Dzień Kobiet, czyli o na rękach noszeniu

Dzień Kobiet, czyli o na rękach noszeniu

 

Piękny obyczaj uroczystego świętowania Dnia Kobiet powoli ginie. Ale nie w Polsce, która wszak tradycją stoi. Teraz wprawdzie nikt nie rozdaje już paniom pięknym i tu obecnym goździków w celofanie, ale to tylko z powodów estetycznych. I nie, żeby brakowało w PiS-ie pięknych pań. Goździki po prostu wyszły z mody.

Poza tym, wiadomo, mamy pandemię, toteż najważniejsze jest zdrowie. Tak więc, w trosce o kondycję matek i babć Narodu, z okazji ich święta partia aktualnie rządząca urządziła paniom ścieżki zdrowia na świeżym powietrzu. To lepsze niż najlepsza akademia. Bo bieg z przeszkodami (parcour miejski) tylko dobrze im zrobi. Podobnie, jak wycieczki w plener ze zwiedzaniem terenowych komisariatów. To już w celach rekreacyjnych. Bo na Teneryfę i tak nie da się teraz pojechać, a też wypada wspierać turystykę lokalną. Ot, to taka odmiana clubbingu. Areszting gminny, czy jakoś podobnie…

Te formy państwowych obchodów Dnia Kobiet są – każdy to przyzna – znacznie bardziej kreatywne i nadążające za potrzebami współczesności, niż para rajstop z rozdzielnika plus zwiędły tulipan.

Poza tym, jakie to piękne tak zobaczyć w TVP, jak policja nasze drogie panie na rękach nosi. I jak podnosi z jezdni i chodników kobiety upadłe, których poziom moralny sięgnął właśnie bruku, bo wyparły się wiary ojców i ciotek pisowskiej rewolucji. Nie chcą, mianowicie, przymusowo rodzić ciężko uszkodzonych, skazanych na śmierć płodów. Znaczy – nie chcą przyjąć i po chrześcijańsku wychować swoich chorych dzieci!
Tymczasem obecna władza nie tylko całuje kobiety po rękach, ale po prostu chce im przychylić nieba.

No ale „dzieciobójstwo” zamyka im tę drogę.

Państwo więc, wzmocnione w tym dziele błogosławieństwem episkopatu, czyni polskim dziewuchom wspaniały prezent z okazji ich święta. Policyjnymi pałkami zawraca ich zbłąkane dusze na właściwą drogę. Zagania do świata prawdziwych wartości i skłania do przyjęcia daru macierzyństwa – jedynego prawdziwego posłannictwa kobiety godnej zaszczytnego miana matki-Polki.

Metody są jak najbardziej właściwe, bo wszak „ rózeczką Duch Święty dziateczki bić każe”.

A że mamy epokę szacunku dla natury, to zamiast rózeczki używamy pałeczki. Ale poza tym wszystko się zgadza. To jest dobrotliwe dyscyplinowanie w Duchu Świętym. I łagodna socjalizacja do narodowych powinności. Bo niewiasty są jak dzieci. Błądzą we mgle fałszywych ideałów równości aż do czasu, gdy mądrzy następcy Adama na ziemi nie zakażą im (a bardziej opornym nie wybiją z głowy), feminizmu i wszystkich tych masońskich fanaberii, które zagrażają … ich własnej godności.

Pewien dostojnik kościoła uczynił nawet piękny gest z okazji kobiecego święta, inicjując zbiorowe modlitwy w intencji „aby panie nie ulegały zwodniczym hasłom nawołującym do równouprawnienia i wolności kosztem ich godności”.

No właśnie.

Na szczęście władza religijna idzie tu ręka w rękę z państwową, zwłaszcza odkąd ministrem edukacji został niejaki Przemysław Czarnek, doktor nauk prawniczych, który już jakiś czas temu odpowiednio (czytaj: z buta) potraktował tak zwane „prawa człowieka”. Trzeba to sobie wreszcie powiedzieć – stwierdził publicznie – bez zbędnych ceregieli. To wszystko są bzdury! Na szczęście za ministra Czarnka pisze się o tym jasno w polskich podręcznikach.

Czemu kobiety wypada traktować jak dzieci i pouczać o ich godności?

To wyjaśniła paniom, też z okazji ich święta, Krystyna Pawłowicz, polityk i profesor prawa, żeby nie było. A też członkini, a raczej członek (damskie końcówki to feministyczna agenda) autorskiego TK pani magister Julii Przyłębskiej.

No więc, pani Krystyna przytoczyła fragment Księgi Rodzaju, gdzie jest mowa o stworzeniu kobiety z żebra Adamowego. W związku z czym, zdaniem pani profesor o żadnym równouprawnieniu nie może być mowy. Żebra i ryby głosu wszak nie mają.

Ale tu pojawia się niejaki problem. Skądinąd nienowy.

Bo ta sama Księga Rodzaju wcześniej podaje do wiary inną wersję aktu stworzenia. W niej zaś (dla porządku: Rdz.: 25-27) „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: męża i niewiastę”.

W tej opowieści nie ma miejsca dla Adama z powyłamywanymi żebrami. Ani na „mensplaining”, czyli narzucanie głupim babom właściwej interpretacji świata przez facetów. Mądrych – niejako – z definicji.

Choć – czego dowodzi choćby aktualna sytuacja polityczna nad Wisłą – najczęściej są oni, niestety, mądrzy inaczej. I tu minister Czarnek ma, zdecydowanie, rację. Najwyższa pora skończyć wreszcie z głupią polityczną poprawnością. I powiedzieć wprost – „s….cie dziadersi!”

PS. Z tym całowaniem po rękach też bym się zastanowiła, bo jeszcze chwila, a za takie rzeczy straci posadę gubernator NY, Andrew Cuomo. Nad Rzeką Wschodnią cmok nonsens zaczął już podpadać pod kategorię molestowania. Na razie takie rzeczy to tylko w Ameryce, ale mamy pandemię (względy higieniczne) oraz tęczową zarazę, więc to tylko kwestia czasu, kiedy będą za to wyrzucać z roboty także i nad Wisłą.

 

koduj24.pl