Ideał człowieka epoki PiS to antyideał

Ideał człowieka epoki PiS to antyideał

 

Każda epoka miała swój ideał. Idealnego człowieka, który był esencją wyrażanych trendów, poglądów, nastawienia do świata i sztuki.

Był sobie człowiek Renesansu, dla którego „nic co ludzkie nie było mu obce”, ideał Baroku czyli optymistyczny ziemianin, który pod wpływem wojen, głodu i śmierci stracił swój spokój i postawił na wiarę w życie po drugiej stronie tęczy. Człowiek Oświecenia stawiający na naukę, mówiący o równości ludzi, potrzebie edukacji, walce z zabobonem, możliwości zarządzania własnym losem. Mamy też Romantyka, który żył na granicy światów i jakże była mu bliska metafizyka. Marzyciel, fantasta, walczący nawet z wiatrakami, uczuciowy, oddany sztuce. Nie zapominajmy też o ideale Pozytywizmu, czyli miłośniku pracy u podstaw, organicyzmu i utylitaryzmu. Twardo stąpającym po ziemi, nieco z góry traktującym romantyków.

No i teraz mamy epokę, która, mam nadzieję, będzie trwała znacznie krócej, ale i tak pojawia się nowy ideał człowieka. Tym razem bardzo, ale to bardzo pisowski.

Zacznijmy od tego „ideału” ulicznego. Ubrany w gacie z emblematami patriotycznymi, w tatuażach z symbolem Polski Walczącej, żołnierzami wyklętymi. Praca nie bardzo go interesuje, bo przecież nie może się rozmieniać na drobne, gdy dla wyższych celów jest stworzony. Gdy on oddany jest tylko Bogu, Honorowi i Ojczyźnie. Wygina śmiało ciało, pręży swe muskuły, poświęca sporo czasu na siłownię i tzw. ustawki, bo przecież musi być zwarty i gotowy, by walczyć o Polskę i nawet za nią lec.

Ma ogromne braki w nauce, ale tym się zupełnie nie przejmuje. Wystarczy, że jego idole coś tam wiedzą, coś mu wrzucą do głowy, więcej mu do szczęścia nie potrzeba. On ochoczo przyjmie każdy dogmat i będzie go bronił, bronił do ostatniej kropli krwi, najlepiej wroga, bo jego przecież jest zbyt cenna.

Życie dla niego to Polska i jej dobro, oczywiście w jego rozumieniu. To oczywiście katolik, bardziej katolicki od samego Boga, z ostrym zabarwieniem fanatyzmu. I ta właśnie fanatyczna wiara, i ten jego Bóg, po nocach szepcą mu do ucha, że trzeba walczyć ze zbyt samodzielnie myślącymi kobietami, wyimaginowanymi lewakami, którymi są ci wszyscy, nie kochający i nie dbający o Polskę tak jak on. Z brzydkimi imigrantami, kochającymi inaczej, tymi, co zbyt śniadzi, zbyt żydowscy z wyglądu, zbyt niemieccy, zbyt rosyjscy i w ogóle nie pasujący do wizerunku prawdziwego Polaka.

Czas spędza na wiecznym oczekiwaniu …na akcję, w której błyśnie swoim prawdziwym patriotyzmem, przywali kilku wrogom, zdemoluje jakiś sklep, porzuca kamieniami w policję, zrobi ostrą zadymę. A co! Niech polaczkowie mniejszej wiary widzą, kto tu rządzi. Żeby lepiej mu szło w tej ciężkiej, patriotycznej robocie, chętnie wspomaga się tanimi procentami i innymi używkami, a potem sika pod pierwszym napotkanym drzewkiem, śmietnikiem czy na mur najbliższej kamienicy, bo mu zaworki nie wytrzymują. A że ludzie patrzą? A niech patrzą jak patriotycznym moczem oznacza swój teren.

Tak więc lata do boju, lata na pielgrzymki, modli się wszędzie, gdzie to możliwe i jakże jest dopieszczony przez kapłanów, którzy też bardziej wierzą w siebie niż w tego Boga, któremu ponoć służą.

Obok „ideału ulicznego” mamy też ideał z tzw. górnej półki. To elegant ubrany w markowy garnitur, z maską wiecznej łagodności na twarzy, a w myślach przeliczający, jaka wypowiedź przyniesie mu korzyść, ile kasy da się na tych ulicznych, co to mówiąc delikatnie, należą do gatunku myślących inaczej, zarobić, jak długo dzięki nim da się utrzymać przy korycie. Ten ideał jest mistrzem pozorów. Pozoruje troskę o Polskę, pozoruje dogłębną wiedzę, pozoruje wysoki poziom intelektualny, choć tak naprawdę jest niedoróbkiem i w głowie ma tylko jedno. Władza! Władza! Władza!

To on właśnie karmi „ideał uliczny” papką, którą ci biorą za prawdę, jedyną i najważniejszą. To on bryluje w przestrzeni publicznej niosąc pod strzechy swoje kłamstwa i manipulacje. To on, wie, co powiedzieć, by nabrać maluczkich, a co ukryć głęboko. To on, stojąc w strugach deszczu, wmawia ludowi, że jest piękny, słoneczny dzień i wierzy, że ten lud w to wierzy, choć moknie jak cholera. No i ma rację…bo wierzy.

Biorąc te oba ideały do kupy, można powiedzieć jedno. Ideałem człowieka PiSlandii jest niedouczony kmiotek, który uważa siebie za mistrza intelektu. To człowiek zaprzeczający ponadczasowemu systemowi wartości, budujący własne pseudonaukowe teorie i prawdy. Zgodnie z zasadą, że „cel uświęca środki” zniszczy każdego, kto go nie wspiera i się stawia. To taka, nie całkiem formalna, armia katofanatyków, dla których patriotyzm jest pojęciem wyrwanym zupełnie z kontekstu, niezrozumiałym i dopasowanym do tego, co im się marzy.

Ideał PiSlandii to człowiek nienawiści, przekrętów, pełen agresji, próbujący zmusić wszystkich do życia podług jego malutkiej wiedzy, wielkiego ego i chorych wizji. Prowadząc ku dekadencji, odpychający Przyszłość.

Hm…chyba się pomyliłam. Każda epoka miała swój ideał człowieka, ale ideałem epoka PiS jest antyideał. Koszmarne…

 

koduj24.pl