ZA KASĘ Z ORLENU SPRAWIŁ SOBIE NOWĄ FACJATĘ?! EKSPERT OCENIŁ ODMŁODZONEGO OBAJTKA. „PRZYKRO MI, ALE TEGO NIE WIDAĆ”

Daniel Obajtek za zabiegi medycyny estetycznej płacił pieniędzmi z kasy Orlenu. Ekspert skomentował jego przemianę.

Migrenę leczył botoksem?

Daniel Obajtek kilka miesięcy temu pożegnał się z posadą prezesa Orlenu. W murach spółki zagrzał miejsce aż na 6 lat.

Od początku budził wiele kontrowersji. W trakcie jego prezesury paliwowy monopolista mierzył się z kilkoma skandalami. O kolejnym poinformował Borys Budka. Minister aktywów stwierdził, że Orlen był traktowany jak „prywatny folwark”.

– Szkoda, że pan Obajtek nie opowiedział również na przykład o wydatkach stomatologicznych jego i jego kolegów, które z kasy Orlenu były również pokrywane. No cóż, Orlen traktowany był jak prywatny folwark. Nie wiem, być może jego biznesowi partnerzy również korzystali z zabiegu botoksu, bo taki wydatek się pojawia w tych wydatkach z karty kredytowej – powiedział w rozmowie z TVN24.

Budka ujawnił, że znaleziono faktury na ogromne sumy, które wystawiane były za zabiegi medycyny estetycznej, z których korzystał Daniel Obajtek. Sprawę te poruszył niedawno podczas rozmowy w Radiu Zet.

 Stajnia Augiasza to jest nic w porównaniu z tym, co Obajtek i spółka zrobili z Orlenem. Te wydatki na botoks… Kto wydał? Jeden z członków zarządu. Facet. Jest napisane „leczenie migreny” przy tym – powiedział poirytowany minister.

Marne efekty

Lekarz specjalizujący się w dziedzinie medycyny estetycznej, Krzysztof Gojdź skomentował efekty zabiegów, którym poddał się były prezes Orlenu.

 Daniel Obajtek korzystał z zabiegów z zastosowaniem toksyny botulinowej – świadczy o tym chociażby wygładzone czoło. Najbardziej jednak rzuca się oczy metamorfoza uśmiechu, która z całą pewnością była kosztowna. Jednak na podstawie zdjęć mogę stwierdzić, że wykonane zabiegi upiększające nie miały wartości miliona złotych. A jeśli miały – to przykro mi, ale tego nie widać – ocenił doktor Gojdź.

Nowa facjata Obajtka według specjalisty nie jest idealna. Lekarz opowiedział, nad czym powinien jeszcze pomyśleć Obajtek w przypadku swojej twarzy.

– W przyszłości zaleciłbym temu mężczyźnie wycięcie/korektę powiek górnych. Nadmierna ilość skóry w tym miejscu sprawia wrażenie zmęczonych oczu, ale w przyszłości może zasłaniać pole widzenia, a to już jest wskazanie medyczne, a nie estetyczne z powodu pogarszania się wzroku – powiedział.

Za kasę z Orlenu sprawił sobie nową facjatę?! Ekspert ocenił odmłodzonego Obajtka. „Przykro mi, ale tego nie widać”

“Stan Wyjątkowy”. Rzeźnia w PiS. Tusk wyrzuca ministrów do Brukseli. Joński robi z Kamińskiego alkoholika

28.04.2024

Takich zwrotów akcji, jakie miały miejsce na Nowogrodzkiej wokół list PiS do Parlamentu Europejskiego, dawno nikt nie widział. To było prawdziwe kino akcji, a nawet dreszczowiec z elementami tragifarsy. Były awantury, wyzwiska, płacze, groźby, a nawet rwania włosów z głów przez tych pisowców, którzy mogą się jeszcze pochwalić odpowiednio bujnymi czuprynami.

W tej sytuacji prezes — znany z tego, że kieruje się zdaniem ostatniego rozmówcy — ustalał, odwoływał, ustalał znowu, tylko po to, żeby ponownie odwołać. Szanowni Państwo, witajcie w opowieści o brutalnej walce o kasę, skrytej za biało-czerwonymi proporcami i szlachetnymi hasłami o miłości do Ojczyzny.

Przymiarki do eurolist PiS trwały od miesięcy — o czym Słuchacze, Widzowie i Czytelnicy “Stanu Wyjątkowego” wiedzą najlepiej. Szczegółowo je dla Państwa relacjonowaliśmy, zwracając szczególną uwagę na pazerną i cyniczną walkę o liczone w dziesiątkach tysięcy euro pensje.

W ostatnich dniach doszło do kumulacji tego cynizmu i pazerności. Jeszcze w czwartek władze PiS zatwierdziły listy, w tym budzące najwięcej emocji “jedynki”, “dwójki” i “trójki”, które mają największe szanse na wybór. I wtedy się zaczęło. Ci kandydaci — w tym obecni europosłowie — którzy dostali marne miejsca, ruszyli z pielgrzymkami do Jarosława Kaczyńskiego. Błagali, łkali, pomścili na konkurentów, kreślili perspektywy życiowych tragedii w razie braku tych dziesiątek tysięcy złotych comiesięcznych diet z Brukseli. Wyszła z nich cała skrywana na co dzień chciwość.

Lista po liście mordobicie owo wyglądało tak oto.

Okręg nr 1 to województwo pomorskie. Tu liderem będzie była szefowa MSZ, obecna europosłanka Anna Fotyga. Skreślony z listy został poseł PiS Kacper Płażyński, który mógłby pokonać “Foti”. Tak się składa, że Kaczyński ma sentyment do byłej szefowej MSZ. I tylko on. Fotygi ma dość nawet większość ludzi w PiS. Wykreślenie Płażyńskiego jest na rękę Piotrowi Müllerowi, byłemu rzecznikowi rządu. Liczy on na to, że przy wsparciu swego patrona Mateusza Morawieckiego, wysadzi „Foti” ze stołka.

Okręg nr 2 to województwo kujawsko-pomorskie. Liderem będzie tu obecny europoseł Kosma Złotowski. Nie jest szerzej znany, bo unika kontrowersji. Ale może mu zagrozić startujący z niższego miejsca poseł PiS i niedawny kandydat na prezydenta Bydgoszczy Łukasz Schreiber, zresztą polityczny wychowanek Złotowskiego.

Okręg nr 3 to województwa podlaskie oraz warmińsko-mazurskie. Tu doszło do sensacyjnej zmiany. Do ostatniej chwili wyglądało na to, że to z tego okręgu — tak jak 15 lat temu — europosłem zostanie Jacek Kurski. Kontrowersyjny szef TVP przymierzany był wcześniej do co najmniej do trzech innych regionów — Podkarpacia, Lubelszczyzny i Mazowsza. Ostatnie przymiarki wskazywały właśnie na 3 miejsce na Mazowszu. Ale lider mazowiecki Adam Bielan i szykowany na nr 2 Maciej Wąsik (przy udziale Mariusza Kamińskiego) wylobbowali przeniesienie Kurskiego właśnie do okręgu Warmia-Mazury/Podlasie. Na Mazowszu PiS weźmie dwa mandaty, a Bielan i Wąsik obawiali się, że Kurski pokona któregoś z nich.

Ale to był dopiero początek. Przeniesienie “Kury” na Warmię-Mazury i Podlasie znaczyło, że przepadnie wieloletni europoseł PiS Karol Karski, który miał być nr 2 za Kurskim — bo w tym okręgu będzie jeden mandat. Karski ruszył na Nowogrodzką, a Kurski ruszył za nim. Awantura — a było podobno ostro i emocjonalnie — nic nie dała. Ale wówczas do akcji wkroczyli ludzie Mateusza Morawieckiego. Spreparowali sondaże, wedle których, jeśli Kurski nie będzie “jedynką”, to w okręgu Warmia-Mazury i Podlasie jest szansa na dwa mandaty. Cel tej operacji był jeden — usunięcie Kurskiego z pierwszego miejsca, by mu utrudnić zdobycie euromandatu.

To logiczna zagrywka. Wszak były szef TVP uważa Morawieckiego za wtykę Donalda Tuska w PiS. Po utracie władzy przez PiS napisał analizę dla Kaczyńskiego.

“Błędem była stawka na Mateusza Morawieckiego jako główną twarz kampanii, w szczególności po doświadczeniu z wyborów samorządowych 2018, w których PMM pełnił właśnie tę rolę. Zostało wówczas zweryfikowane przywództwo wyborcze Mateusza. Zweryfikowane negatywnie. Pomysł na pragmatycznego, technokratycznego premiera był ambitny: PMM miał przekonać do nas Unię Europejską, osłonić reformę sądów, pozyskać centrowy elektorat, w szczególności przedsiębiorców, inteligencję, wielkie miasta oraz niektóre media, czyli generalnie poszerzyć elektorat. Morawiecki ciężaru tego wyzwania zwyczajnie nie uniósł.”

Zdaniem Kurskiego kluczowe było to, że Morawiecki został w 2018 r. skompromitowany ujawnionymi przez Onet.pl taśmami z knajpy “Sowa i Przyjaciele”. “Na taśmach Morawiecki posługiwał się bowiem dokładnie takim samym językiem i siatką pojęć jak PO, kpił z Polaków, mówiąc o zapier… za miskę ryżu czy kopaniu rowów, szydził ze złamanej ręki Kubicy jako okazji do oszczędności na reklamie (…) Brzmiał mentalnie tak jak człowiek tamtej strony. Dla zatarcia tej kompromitacji PMM zaczął przebierać się na siłę w radykała PiS, przez co przestał być kupowany przez elektorat, który miał pozyskać. Do tego doszła klęska w reformie sądów (…) i w UE, skąd nastąpił atak TSUE”.

I zdanie kluczowe: “Zgłaszanie się w tej sytuacji człowieka, który w marcu pamiętnego roku 2010 odrzucił wejście do Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie Kaczyńskim, bo wybrał doradzanie premierowi Tuskowi, zgłaszanie się polityka z tak smutnym bilansem, w wyniku którego obóz patriotyczny znalazł się w najgorszym położeniu od bardzo wielu lat, zgłaszanie się przez niego teraz na Prezesa Prawa i Sprawiedliwości, tego największego dzieła obozu propolskiego ostatnich 30 lat, partii wielkiego celu, której pierwszy Prezes żył i działał wg motta “Warto być Polakiem” jest szyderstwem z dziedzictwa politycznego śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który za politykę obrony godności i interesów Polski, zapłacił cenę najwyższą.”

Teraz przyszedł czas rewanżu ze strony “polityka z tak smutnym bilansem”. W efekcie intrygi Morawieckiego Kurski z “1” w okręgu Warmia-Mazury/Podlasie wrócił na Mazowsze, gdzie wylądował na “dwójce”. Na czele listy PiS na Warmii, Mazurach i Podlasiu zastąpił go Maciej Wąsik. Ta zamiana znacząco nie poprawia sytuacji Karola Karskiego, który wciąż walczy, aby pozbyć się najeźdźców w okręgu, skąd jest europosłem od dekady.

Złośliwi w PiS drwią, że Wąsik kandyduje z tego okręgu dlatego, że nieopodal — w Przytułach Starych — siedział niedawno w więzieniu, zanim ułaskawił go prezydent. Twórcy “Stanu Wyjątkowego” karcąco zwracają uwagę żartownisiom z PiS, że pudło Wąsika mieści się jednak na Mazowszu, jak całe Przytuły.

Okręg nr 4 to Warszawa z przyległymi powiatami.

Tu liderką będzie posłanka PiS Małgorzata Gosiewska, czego nikt w PiS poza Kaczyńskim nie rozumie. Obdarzona nienarzucającą się charyzmą Gosiewska wciąż walczy, by nr 2 nie był Tobiasz Bocheński, który jako niedawno promowany kandydat PiS na prezydenta stolicy może ją prześcignąć. A PiS zdobędzie w Warszawie tylko jeden mandat.

Okręg nr 5 to Mazowsze.

Tu — jak wspomnieliśmy — liderami listy PiS będą Adam Bielan i Jacek Kurski. W ten sposób “morawieccy” naciskając na odebranie “jedynki” Kurskiemu na Warmii, Mazurach i Podlasiu, napytali biedy Bielanowi, który dotąd taktycznie z byłym premierem współpracował. Świadkowie opowiadają nam o wspólnej wizycie Bielana i Kurskiego na Nowogrodzkiej. Było jakby cierpko, wszak panowie mają porachunki sięgające początków PiS, w tym pierwszych zwycięskich wyborów w roku 2005. Powiemy tak — zacieramy ręce, oczekując początku kampanii na Mazowszu. Ciekawe, kto kogo bardziej obrzuci łajnem — Bielan Kurskiego czy raczej odwrotnie?

Jeden z nich może się nie dostać do Europarlamentu, bo wraz z nimi na liście są popularni lokalni posłowie PiS, tacy jak Radosław Fogiel, Jacek Ozdoba czy Maria Koc, którzy nie zamierzają pozorować kampanii.

Byłoby nam niezmiernie przykro, bo wiemy, jak luksusy Unii ukochali deklarujący publicznie wrogość wobec Unii Kurski i Bielan.

Twórcy “Stanu Wyjątkowego” wiedzą, że Bielan miał obiecaną “jedynkę” za wszelkie podłości, które realizował w imieniu Kaczyńskiego w ostatnich latach — chodzi głównie o rozbicie partii Jarosława Gowina od wewnątrz i przeprowadzenie do PiS takiej grupy posłów, aby Zjednoczona Prawica w ostatnich miesiącach swych rządów miała większość. Dziś Kaczyński płaci Bielanowi, mimo że prokuratura na wniosek NIK bada jego odpowiedzialność za złodziejstwo w Narodowym Centrum Badań o Rozwoju — tak się składa, że NCBiR kierowali ludzie Bielana, nazywający go w nagranych rozmowach “sponsorem”.

Bawi nas przy tym teatralna zagrywka teatralnego rekwizytora Marka Suskiego — zawodowa specjalność to peruki — który zagroził, że osieroci mazowiecki PiS, jeśli na listach w jego regionie postanie kończyna Macieja Wąsika, któren to za rządów PiS inwigilował “Susłowa” Pegasusem. Pan Marek właśnie dostał przesyłkę z prokuratury w tej sprawie. Nie on jeden zresztą, co zdaniem twórców “Stanu Wyjątkowego” Dominiki Długosz i Kamila Dziubki, nie pomoże w kampanii ani Wąsikowi, ani Mariuszowi Kamińskiemu (“jedynka” na Lubelszczyźnie).

Inna rzecz, że — jak słyszymy — dramatyczny gest Suskiego mógł być elementem spektaklu, jaki wszystkim nagrzanym na Brukselę pisowcom urządza prezes-reżyser Kaczyński. Wedle tej teorii, Suski działał na polecenie Kaczyńskiego po to, by przesunąć Wąsika na Warmię, Mazury i Podlasie, a Kurskiego — na Mazowsze. W ten sposób prezes może poszczuć na siebie Kurskiego i Bielana, wstawiając ich na jedną listę i zmuszając do rodeo. Wszak prezes wielbi rodeo, jak wiadomo.

Tę wersję uprawdopodabnia fakt, że jeśli Suski z zemsty chciałby, aby Wąsik całkiem przepadł w wyborach, to lepiej byłoby, gdyby zostawił go na Mazowszu, a potem utopił jego kampanię rękami swych ludzi. Po przesunięciu na Wąsika na Warmię, Mazury i Podlasie jego euromandat jest prawie pewny — a tego chce Kaczyński.

Okręg nr 6 to województwo łódzkie. Powiemy tak.

To, co się dzieje na Mazowszu oraz na Warmii/Mazurach/Podlasiu, to żenada. Ale naprawdę odrzuca nas — a jesteśmy dość odporni — dopiero wewnątrzpisowska wojna o mandaty w Łódzkiem. Liderem miał być tu lub w stolicy obecny europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski, kiedyś członek Platformy. JSW się obraził, jak to ma w zwyczaju i wygląda na to, że nie będzie kandydował — jak zresztą wielu innych dotychczasowych europosłów PiS, którzy skłócili się z Nowogrodzką. Często to ludzie latami bliscy Kaczyńskiemu, choćby była rzeczniczka PiS Beata Mazurek, była członkini Rady Mediów Narodowych Elżbieta Kruk, były szef delegacji PiS w Europarlamencie prof. Ryszard Legutko, czy były wiceszef Parlamentu Europejskiego prof. Zdzisław Krasnodębski.

Ale ewidentnie Kaczyński coś JSW obiecał, bo chłop wystąpił w charakterze maskotki na konwencji wyborczej PiS i rutynowo zaatakował swego byłego patrona Donalda Tuska. Dla jasności — nie chodzi nam o to, że Kaczyński przedstawił Saryusza jako kandydata PiS na polskiego komisarza. To akurat dobry żart, bo komisarza wskazuje władza, a nie opozycja.

Gdybyśmy byli złośliwi — a jak wiadomo, nie jesteśmy — to byśmy Saryuszowi przypomnieli inną, równie groteskową misję. Otóż wiosną 2017 r. Kaczyński przestawił go jako kandydata na szefa Rady Europejskiej, który miał zastąpić Donalda Tuska.

Zarozumialstwo i buta Saryusza powodują, że chyba nie ma kto mu powiedzieć, jak bardzo popada w śmieszność.

Ostatecznie listę PiS w Łodzi otworzy obecny europoseł PiS Witold Waszczykowski. Publicznie wiadomo, że Waszczykowski jest ciężko chory, więc wystawienie go to humanitarny gest ze strony Kaczyńskiego — Waszczykowski nawet nie jest w stanie prowadzić kampanii. Wielu posłom decyzja prezesa się nie podoba — uważają, że Waszczykowski powinien trafić na utrzymanie partii albo frakcji EKR, którą w Europarlamencie współtworzy PiS.

W Łódzkiem PiS weźmie 1-2 mandaty, więc za plecami Waszczykowskiego trwa brutalna wojna o to, kto go pokona w wyborach albo zastąpi, gdyby zwolnił mandat.

Na liście mają być posłowie PiS: Joanna Lichocka, Waldemar Buda i Rober Telus. Wszyscy wtykają na listę innych działaczy PiS, tak aby się nawzajem osłabić. Dla przykładu — Telus upycha ludzi z Łodzi, aby odbierali głosy miejskiemu Budzie. A Buda wciska kandydatów z terenów wiejskich, aby odbierali głosy Telusowi, byłemu ministrowi rolnictwa. Wszechstronna Lichocka próbuje osłabić ich obu.

Na ostatnim miejscu na liście kandydować ma Grzegorz Schreiber, ojciec posła Łukasza, który właśnie stracił posadę marszałka regionu, jako że Platforma odbiła w wyborach samorządowych Łódzkie z rąk PiS. Schreiber liczy, że przechytrzy i Lichocką, i Budę, i Telusa, bo zna region najlepiej.

Państwu zostawiamy dobranie odpowiedniego określenia na ten wyścig o mandat po Waszczykowskim.

Okręg nr 7 to województwo wielkopolskie.

Tu nr 1 będzie wieloletni współpracownik Andrzeja Dudy, minister Wojciech Kolarski. Jak słyszymy, był to warunek Dudy, który chce swemu najwierniejszemu współpracownikowi zapewnić byt po swej prezydenturze. Prezydent przestrzegał Nowogrodzką, że jeśli Kolarski nie dostanie jakiejś “jedynki” to chłodne relacje z PiS mogą się zamienić w lodowate.

Lokalnym strukturom PiS się to nie podoba — po pierwsze Kolarski jest z Krakowa, a po drugie nigdy nie był związany z PiS. O “jedynkę” starał się były minister ds. europejskich i lokalny lider PiS Szymon Szynkowski vel Sęk — ale bezskutecznie. Za Kolarskim na liście znajdzie się europoseł Ryszard Czarnecki. Pamiętać trzeba, że “Riczi” zna region, bo był już europosłem z Poznania. Zna też SzSzvS, który był wówczas jego współpracownikiem. To nie wróży dobrze “Kolargolowi”. Ale obu panów może prześcignąć startująca z “trójki” była minister rodziny i pracy Marlena Maląg.

Okręg nr 8 to województwo lubelskie.

Tu, jak wspomnieliśmy, liderem będzie Mariusz Kamiński. Długo ważyły się losy startu regionalnego lidera Przemysława Czarnka, który nawet z drugiego miejsce mógłby pokonać Kamińskiego. Ale Czarnek ostatecznie nie wystartuje — zostanie w kraju i będzie walczył o nominację w wyborach prezydenckich za rok. “Dwójka” na Lubelszczyźnie jest wciąż w dyspozycji Kaczyńskiego, który może nią obłaskawić swych chciwych dworzan z partii. Na Lubelszczyźnie PiS osiągnął w wyborach samorządowych wynik ocierający się o 50 proc., a to daje szanse na dwa euromandaty.

Okręg nr 9 to województwo podkarpackie.

Tu liderem pozostaje Daniel Obajtek. Z “dwójki” wystartuje regionalny europoseł Bogdan Rzońca. Obajtkowi na razie nie szkodzą kolejne afery, ujawniane po upadku rządu PiS. Kaczyński przełknął “taśmy Obajtka”, na których Obajtek mówił o tym, że “trzeba za****ać Sasina” i szukał haków na Morawieckiego. Przełknął nawet ujawnione niedawno informacje, że za Obajtka zarząd Orlenu płacił służbowymi kartami za wstrzykiwanie botoksu.

Kaczyński uważa, że może Daniel błądził, ale przysłużył się Polsce i potrzebuje co najmniej immunitetu, żeby mu Tusk nie wjechał o 6 rano na chatę.

Prezesie, Obajtek ma ze 30 domów i mieszkań. Tusk do południa go nie znajdzie.

Okręg nr 10 to województwa małopolskie i świętokrzyskie.

Liderką będzie tu Beata Szydło, a na liście znajdą się także europoseł Dominik Tarczyński oraz były wiceszef MSZ Arkadiusz Mularczyk, którego Kaczyński chce nagrodzić mandatem za starania o reparacje od Niemiec.

Z rozbawieniem słyszymy, że “Muł” wpadł na pomysł osłabienia wyniku Szydło i chce wstawić na listę posłankę PiS Annę Pieczarkę, która osiąga świetne poselskie wyniki w Tarnowie, a wcześniej biła rekordy w wyborach do sejmiku Małopolski.

Szydło się wściekła, bo chce zdobyć setki tysięcy głosów. Pani Beato, niesłusznie. Stawiamy tezę, że Mularczyk nie rozumie, iż Pieczarka bardziej osłabi jego samego, a nie panią.

Okręg nr 11 to województwo śląskie.

Liderką będzie tu europosłanka Jadwiga Wiśniewska, która jest w partii równie lubiana, co Fotyga. Z tą różnicą, że Fotyga zna angielski, a Wiśniewska wciąż jest zbyt zajęta pracą dla Polski, by się go nauczyć. Przed poprzednimi wyborami w 2019 r. obiecywała Kaczyńskiemu intensywną naukę. Widać potrzebuje jeszcze jednak kadencji. A potem jeszcze jednej.

Z “dwójki” wystartuje europoseł Patryk Jaki, przerzucony na Śląsk z okręgu nr 10, bo jest popularny na prawicy i mógłby odebrać mandat Mularczykowi lub Tarczyńskiemu.

Okręg nr 12 to województwa dolnośląskie i opolskie.

Tu liderką będzie była minister edukacji, obecna europosłanka Anna Zalewska. Na “dwójce” będzie europosłanka Suwerennej Polski Beata Kempa. Za nimi — były szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk. Słyszymy o mocarstwowych planach Dworczyka na kampanię. Człowiek premiera chce prześcignąć Kempę i stworzyć w Brukseli wrogi euroduet z Zalewską, z którą od lat walczy na śmierć i życie. My chętnie sprawdzimy potem rozliczenia Dworczyka za kampanię.

Okręg nr 13 to województwa lubuskie i zachodniopomorskie.

Tu znów “jedynką” będzie zaufany człowiek prezesa — Joachim Brudziński, jeden z nielicznych europosłów PiS, który regularnie płaci daninę na partię, co jest ważną przesłanką przy układaniu list.

Z “dwójki” wystartuje matka programu “500 Plus”, była minister pracy Elżbieta Rafalska. Ale tym razem — jak wskazują symulacje PiS — mandatu nie zdobędzie. Rafalska jednak nie walczy — jest już emerytką. Stara się tylko, aby partia znalazła coś dla jej syna, który jest radnym w Gorzowie, ale bez powodzenia kandydował do Sejmu z lubuskich list PiS.

Pani minister, prędzej Tusk z Bodnarem coś znajdą. Jeśli Mejza zostanie skazany, to z automatu jego miejsce w Sejmie zajmie pani syn.

Niby na listach są wszyscy, którzy mieli na nich być, ale prezes urządził im prawdziwą łaźnię. A to nie koniec, bo politycy PiS pozbawieni szans ma mandat przez start tej “bandy pięciu” — Kurskiego, Kamińskiego, Wąsika, Obajtka i Bielana — nie składają broni. Oj, jak my lubimy donosy i haki dostarczane przez pisowców na ich własnych partyjnych kolegów. Wszak zostało jeszcze kilka dni do rejestracji list, czyli do 2 maja.

Jesteśmy prawie pewni, że na Nowogrodzkiej, pod gabinetem prezesa pojawią się zaraz postacie w śpiworach.

Rząd na uchodźstwie. To nie jest jednak poważne, że po czterech miesiącach odchodzi trzech kluczowych ministrów

W Koalicji Obywatelskiej tym razem obyło się bez dramatów. Nie było wielodniowej walki o regiony ani o miejsca — Donald Tusk powiedział, gdzie kto ma startować i wszyscy grzecznie ustawili się w kolejce do Brukseli. Ale są też zaskoczenia. Nagle do grupy kandydujących ministrów dołączył szef MSWiA Marcin Kierwiński. Tusk drwi, że ma tam specjalne zadanie — będzie pilnował Kamińskiego i Wąsika. My chętnie idziemy w tę groteskę. Kandydujący minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz jako człowiek, który depisizował TVP będzie pilnował w parlamentarnym barze byłego szefa pisowskiej telewizji Jacka Kurskiego. Zaś minister od spółek Borys Budka będzie warczał w samolotowej klasie biznes na Daniela Obajtka. Każdy pisowiec dostanie po prostu obstawę.

Ostrzegamy jednak pana premiera. Znamy już takie pary politycznych antagonistów, które w Brukseli przestały się pilnować, zgodnie dzielą klasę biznes i brukselskie bary.

A poważnie. To nie jest jednak poważne, że po raptem czterech miesiącach rządów odchodzi trzech ministrów, którzy odpowiadali za czołowe obszary rozliczania PiS — media państwowe, służby mundurowe i spółki.

Sienkiewicz od początku miał z Tuskiem taki układ, że wyrzuci z PiS TVP, a potem jedzie na fajrant do Brukseli. Rzeczywiście, naginając prawo, wyrzucił PiS z TVP — i to wszystko, co osiągnął. Dziś TVP ledwo zipie. Oglądalność jest dramatyczna, a prezydent i pisowski szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji odcięli TVP od pieniędzy. Ale to już — jak widać — nie jest problem Sienkiewicza. W dodatku do Europarlamentu startuje też lewicowa wiceministra kultury Joanna Scheuring-Wielgus, która ma szansę ma euromandat z Wielkopolski — a to znaczy, że kierownictwo tego resortu praktycznie przestanie istnieć, zanim zaczęło coś robić.

Złośliwi twierdzą, że Borys Budka jako minister aktywów skupił się na tropieniu luksusów Obajtka — takich jak botoks — a nie na realnej wymianie nominatów PiS w spółkach. Dużo w tym prawdy, bo w wielu państwowych firmach nadal — po ponad czterech miesiącach rządów — królują nominaci PiS. Powiemy tak: sami pisowcy są w szoku, bo oni wycinali z dnia na dzień.

Ewidentnie, wysyłając Budkę do Brukseli, Tusk chce w tym obszarze przyspieszenia.

Jednak największą sensacją jest wyjazd “Kierwy”, który nie zdążył się nawet rozgościć w swym potężnym resorcie. Słyszymy rozmaite przyczyny tego wyjazdu, którego Kierwiński chyba raczej nie pragnął — w tym apetyty jego ludzi na posady w spółkach. Wiele wskazuje na to, że Tusk chce mieć w tym ministerstwie bardziej zaufanego człowieka, choćby byłego szefa MON, a dziś koordynatora specsłużb Tomasza Siemoniaka.

Kierwiński jest sekretarzem generalnym Platformy, czyli szefem struktur — w razie wyboru będzie musiał zrezygnować z tej posady. Kluczowe będzie, kto go zastąpi. Jeśli zausznik Tuska Paweł Graś, znaczyć to będzie, że Tusk chce przejąć bezpośrednią kontrolę nad partią — co może oznaczać przygotowanie do startu w wyborach prezydenckich.

Swoją drogą, mamy taką smutną refleksję — gdzie nie spojrzymy, to kandydaci na europosłów. Weźmy niedawne przesłuchania byłego szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego przed dwoma komisjami śledczymi — do spraw afery wizowej oraz do spraw wyborów kopertowych.

Naprzeciw kandydata PiS Kamińskiego stanęli kandydaci KO Dariusz Joński (szef komisji kopertowej i “jedynka” w Łodzi) oraz Michał Szczerba (szef komisji wizowej i nr 5 w Warszawie). Swoją drogą, nie potrafimy zrozumieć, jakim kluczem kierował się kierownik Tusk, wsadzając na “dwójkę” za Kierwińskim byłą prezydent stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz, która z dzisiejszą Platformą nie ma nic wspólnego. Po pierwsze, jako ultrakonserwatywna katoliczka nie pasuje do coraz bardziej lewicowo-liberalnego oblicza partii, a w dodatku jej rządy w stolicy przyczyniły się do gigantycznych problemów PO — nie dostrzegła afery reprywatyzacyjnej, czyli wyłudzania nieruchomości przez mafię składającą się z prawników i miejskich urzędników.

Szczerba ma duże szanse wejść do Europarlamentu, bo jest popularny w elektoracie antypisowskim i robi bardzo dobre wyniki z dalszych miejsc na liście. Ale Gronkiewicz z “dwójki” ma szanse nie mniejsze.

Kamiński to heros, który wykrył aferę wizową. Dobra, robimy sobie żarty

Spójrzmy najpierw merytorycznie na starcie Kamińskiego z komisją dowodzoną przez Szczerbę. Na pierwszy rzut oka zeznania Kamińskiego układają się w spójną i logiczną całość. Oto Kamiński to heros, który jako pierwszy — w lipcu 2022 r. — dowiedział się o nadużyciach dotyczących wydawania wiz przez MSZ i z miejsca zlecił CBA wyjaśnienie sprawy. CBA po wielu tygodniach wytypowało osobę, która oferowała przedsiębiorcom ściąganie pracowników z zagranicy w zamian za łapówki — był to Edgar Kobos, bliski współpracownik ówczesnego wiceministra MSZ Piotra Wawrzyka (PiS).

Najbardziej widowiskowym dowodem na jego korupcję jest ujawniona przez Onet historia “filmowców z Bollywood”, czyli imigrantów z Indii, którzy udając filmowe ekipy, chcieli się przedostać przez Polskę do Meksyku, a finalnie — do USA.

Zajmijmy się więc tym, o czym Kamiński mówi półgębkiem albo wcale. Otóż Wawrzyk został zatrzymany już po zmianie władzy, a to dlatego, że — dziwnym trafem — służbom nadzorowanym przez Kamińskiego niespieszno było do zajmowania się ministrem jeszcze za rządów PiS.

Czemu Kamiński nie zwinął Wawrzyka przed wyborami? To proste. Zdając sobie sprawę z odpowiedzialności Wawrzyka za aferę wizową, liderzy PiS miesiącami trzymali go w rządzie wyłącznie z powodów politycznych. Liczył się jego głos jako posła PiS na Sejm — pod koniec swych rządów PiS balansowało na granicy utraty większości.

Kamiński nigdy nie poinformował opinii publicznej nie tylko o odpowiedzialności Wawrzyka za aferę, ale w ogóle o samej aferze. Znów wygrała jego kalkulacja polityczna — PiS starało się zatuszować aferę przed wyborami, bo sondaże pokazały, że nielegalna imigracja może mieć zasadniczy wpływ na wynik wyborów.

Wawrzyk został wyrzucony z rządu dopiero po ostatnim posiedzeniu poprzedniego Sejmu, a zatem pod koniec sierpnia 2023 r., gdy jego głos przestał być potrzebny.

Kamiński dowodzi, że cała afera wizowa to młokos Kobos, któremu pomaga senior Wawrzyk. Kobos w zamian za kasę od szemranych biznesmenów wysyłał Wawrzykowi listy imigrantów, którzy mają dostać wizy — a Wawrzyk naciskał w tej sprawie na konsulów za pośrednictwem Departamentu Konsularnego MSZ.

Tyle że trudno ten tandem uznać za głównych reżyserów. Kobos na pewno na aferze chciał zarobić. Motywacje Wawrzyka nie są jasne, ale do tej pory nie ma dowodów, że brał łapówki.

Ale obaj — oddzielnie ani w duecie — nie byli w stanie wyreżyserować operacji znacznie przekraczającej proste wałki na wizach w azjatyckich konsulatach.

A tą operacją było zbudowanie całego systemu korupcyjnego wokół przyznawania wiz. System ów miał polegać na odebraniu decydującego głosu narowistym konsulom i przeniesienia decyzji w sprawie wiz dla Azjatów i mieszkańców Afryki do Centrum Decyzji Wizowych MSZ — które stworzył w swej rodzinnej Łodzi minister Zbigniew Rau. Centrum Decyzji Wizowych zostało otwarte w kwietniu 2023 r., akurat, gdy CBA zdejmowało Kobosa za przyjęcie łapówki.

To, co Kamiński prezentuje jako swą chlubę, jest tak naprawdę jego wstydem

Jednocześnie Wawrzyk przygotował projekt rozporządzenia, które luzowało zasady wizowe wobec obcokrajowców z 21 państw. W efekcie do Polski mogłoby wjechać dodatkowo nawet 400 tys. imigrantów rocznie — dzięki wizom z Centrum Decyzji Wizowych.

W czerwcu 2023 r. Wawrzyk rozesłał projekt do ministerstw na konsultacje, stawiając ekstremalnie krótki, pięciodniowy termin na wyrażenie stanowiska. MSWiA Kamińskiego oprotestowało projekt Wawrzyka, tyle że po terminie. Ale Kamiński przekonywał przed komisją śledczą, że to bez znaczenia, bo “na poziomie politycznym” — czyli u Kaczyńskiego — już wcześniej zablokował rozporządzenie, które było sprzeczne z linią polityczną rządu i PiS.

Pytanie tylko, czy Wawrzyk — bogobojny pisowiec, usłużny wobec Kaczyńskiego do poziomu lokaja — sam byłby w stanie opracować taki dokument i rozesłać go po całym rządzie. Charakterystyczne jest to, że rozporządzenie zostało przez niego przygotowane już po zatrzymaniu Kobosa, gdy młodzian siedział za kratkami. To dowód na to, że — po pierwsze — Kobos nie był liczącą się postacią w tej odsłonie afery wizowej. A po drugie — że mimo zatrzymania Kobosa Wawrzyk nie tylko się nie cofnął, ale wręcz przystąpił do instytucjonalnego umacniania przestępczego procederu wizowego. Kto za nim stał i kto dawał mu gwarancje bezpieczeństwa? Kamiński nigdy nawet nie podjął próby znalezienia odpowiedzi na te pytania.

Szefowi bezpieki nie jest trudno zatrzymać dowolny projekt legislacji, więc to nie jest żadne osiągnięcie. Osiągnięciem byłoby dojście do pomysłodawców tego “systemu wizowego”. Tyle że Kamiński — mając dużo czasu na operację specjalną — tego nie zrobił. Nie podjął żadnych działań, żeby sprawdzić, jacy lobbyści stoją za projektem tego rozporządzenia sprzężonego z utworzeniem Centrum Decyzji Wizowych — czego Wawrzyk z Kobosem sami by nie wymyślili.

Czy Kamiński pije, a żona Jońskiego je kiełbasę?

Z komisji kopertowej zapamiętamy tylko pyskówkę między Kamińskim a Jońskim.

Joński chciał uwiarygodnić powszechną w politycznym światku plotkę, że Kamiński ma problem z alkoholem. Nawiązał więc do zeznań Michała Wypija, byłego posła partii Jarosława Gowina. Wspominał on nieformalną naradę wewnątrz koalicji, tworzonej w 2020 r. przez PiS między innymi właśnie z Porozumieniem Gowina. Część “gowinowców” nie chciała się zgodzić na wybór prezydenta w głosowaniu kopertowym, uznając, że to złamanie prawa.

“Największe wrażenie na tej dyskusji, która miała zdecydowanie napięty charakter, ale trzymała się w ramach kulturalnej, twardej rozmowy, było zachowanie pana Mariusza Kamińskiego, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, który, nie wiem dlaczego, w pewnym momencie wpadł w furię, zaczął mówić, że nasze zachowania nadają się do więzienia, że powinniśmy zostać zniszczeni, że nasza działalność jest działalnością antypaństwową, i że za nią odpowiemy. Przyznam, zszokowało mnie to” — mówił Wypij, zeznając w styczniu przed komisją śledczą.

Joński zapytał Kamińskiego, czy był wtedy trzeźwy. “Jest pan świnią” — odparł Kamiński i wyszedł z sali przesłuchań. Podejrzewamy, że akurat Joński i Kamiński nie będą w Brukseli razem chodzić na mule i belgijskie piwo. Nawet to rozumiemy, bo ich porachunki są bolesne. Wszak stworzone przez Kamińskiego CBA zarzucało żonie posła KO Małgorzacie Espinosie-Jońskiej, że wzięła łapówkę w postaci czterech koszy kiełbasy. Sprawa zaczęła się w 2010 r. Joński był wtedy wiceprezydentem Łodzi, zaś Espinosa-Jońska pracowała w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Żona Jońskiego została nawet zatrzymana.

Chodziło o inwestycje budowane za pieniądze unijne przyznawane przez ARiMR. Pracownicy agencji w latach 2005 — 2006 podpisywali dokumenty w ciemno, stwierdzając wykonanie inwestycji, mimo że większość z nich nie została zrealizowana. Na podstawie fikcyjnych kontroli przyznano ponad 3 mln zł dotacji, a żona Jońskiego była jedną z kontrolerek.

Joński przekonywał wówczas, że jego żona wiedziała o nieprawidłowościach w ARiMR i informowała o tym swoich przełożonych. Deklarował też, że nie jedzą kiełbasy.

Ciężko nam to zrozumieć, ale naprawdę — sprawa do dziś nie została wyjaśniona.

Protasiewicz chce unieważnić małżeństwo kościelne. Panie Jacku, pan zadzwoni do Kurskiego

A skoro o konsumpcji i zakochanych. Będzie ślub! W dodatku kościelny! Wiecznie zakochany dawny europoseł, poseł i wicewojewoda Jacek Protasiewicz oświadczył się swej najnowszej oblubienicy, 22-letniej studentce Darii Brzezickiej. Zrobił to w kościele na Malcie, bo odgraża się, że zgotuje pani Darii katolicki ślub.

Pozostaje mu tylko dowieść, że żeniąc się z poprzednią żoną w wieku lat 35 był niedojrzały i tkwił w tym niedojrzałym związku lat 17, w dodatku płodząc syna. Panie Jacku, zna pan numer do “Kury”, wszak razem kiedyś śmigaliście po brukselskich barach. Kurski chętnie doradzi, jak przed biskupem symulować niedojrzałość sprzed dwóch dekad, nawet przy trojgu dzieci.