Klucz do zrozumienia Andrzeja Dudy. “Prezydent się wzmógł”

26.05.2024

Gdy myślę o prezydenturze Andrzeja Dudy, przypomina mi się tamten wiec z kampanii w 2015 r. To było po pierwszej turze wyborów, gdy ludzie z ekipy Dudy uwierzyli, że ich kandydat naprawdę może pokonać urzędującego prezydenta.

Bronisławowi Komorowskiemu, politykowi o wizerunku przyciężkawego gajowego z wąsami, wydawało się, że nic nie musi robić, bo i tak drugą kadencję ma w kieszeni. Jak się skończyło, wiemy.

W każdym razie na tamten wiec spece od kampanii Dudy ściągnęli sporo młodych. Operatorzy kamer uparli się, by pokazywać dziewczynę z krótko ostrzyżonymi czarnymi włosami, która z rozmarzoną twarzą skandowała w tłumie: “Andrzej Duda! To się uda!”.

Dziś – po dziewięciu latach tej prezydentury – wiadomo już, że się nie udało. To znaczy Andrzejowi Dudzie udało się wygrać wybory i dostać do pałacu prezydenckiego – i to nawet dwa razy, co nie najlepiej świadczy o nas jako o społeczeństwie. Ale wiadomo przynajmniej tyle, że eksperyment z wyciągniętym z piątego szeregu politycznym młokosem się nie powiódł. I ta świadomość jak mało co łączy polską scenę polityczną.

Trudno byłoby znaleźć po którejkolwiek ze stron śmiałka, który powiedziałby, że prezydentura Dudy okazała się sukcesem. Nie jest z niej zadowolony ani Jarosław Kaczyński, polityczny ojciec tej kandydatury, ani opozycja. Każdy oczywiście z innych powodów. Prezes uważa Dudę za zdrajcę, który w niewystarczającym stopniu wspierał PiS, z kolei dla opozycji Duda to człowiek, który nigdy nie dojrzał do prezydentury.

Dowodów ostatnie lata dostarczyły bez liku. Ostatnim niech będzie reakcja głowy państwa na śmierć prezydenta Iranu Ebrahima Raisiego w katastrofie śmigłowca. W emocjonalnym uniesieniu Duda porównał śmierć krwawego “rzeźnika Teheranu” z … katastrofą smoleńską. “Niewiele narodów ma w swojej historii takie tragiczne karty. Ale my, Polacy, straszliwie doświadczeni w 2010 r. katastrofą polskiego rządowego samolotu w Smoleńsku w Rosji, znamy uczucie szoku i pustki, jakie w ludzkich sercach i państwie pozostaje po nagłej utracie elity politycznej i społecznej, po nagłej utracie bliskich i przyjaciół. Dlatego ze szczególnym zrozumieniem łączymy się z bliskimi ofiar i narodem irańskim w modlitwie i żalu” – napisał polski prezydent na platformie X, dawnym Twitterze.

Pomijam fakt, że emocjonalne kondolencje Dudy wyszły znacząco poza standardowy protokół dyplomatyczny w takich sytuacjach, ale co mu strzeliło do głowy, by człowieka stojącego na czele zbrodniczego reżimu, odpowiedzialnego za krwawe represje wobec irańskiej opozycji, porównać z katastrofą w Smoleńsku i śmiercią demokratycznie wybranego prezydenta Polski? Na to pytanie trudno znaleźć logiczną odpowiedź. Ale kluczem do zrozumienia Andrzej Dudy nie jest logika. Niestety, bo chciałoby się, żeby najważniejsi politycy w państwie kierowali się logiką i zdrowym rozsądkiem. Tak byłoby bezpieczniej i dla kraju, i dla obywateli. Ale to nie ten przypadek.

Kluczem do zrozumienia Dudy są emocje. Dlaczego porównał śmierć “rzeźnika z Teheranu” z katastrofą smoleńską? Bo się wzmógł, a jak prezydent się wzmógł, to potrafi wygadywać najróżniejsze rzeczy. Na jednym z wieców w chwili takiego wzmożenia nazwał Unię Europejską “wyimaginowaną wspólnotą”. Innym razem – też pod wpływem emocji – mówił o UE: “baju, baju dla frajerów”. Jeszcze innym razem pod wpływem emocji zaprosił do siebie dwóch skazańców i udzielił im schronienia w pałacu, a później powiedział, że będzie odsyłał do trybunału kulinarnego pani Przyłębskiej wszystkie ustawy rządu Tuska.

Ostatni przykład wzmożenia zaowocował wojną o wymianę ambasadora przy NATO. Duda oświadczył, że nie podpisze wniosku MSZ o wymianę ambasadora, bo to on powinien wskazywać kandydata na ambasadora przy NATO. Nic to, że konstytucja jasno wskazuje, że politykę zagraniczną prowadzi rząd, a nie prezydent. Duda musiał jakoś odreagować fakt, że premier publicznie oświadczył, iż nie zamierza liczyć się z jego zdaniem przy wskazywaniu kandydata na polskiego komisarza w UE. No i mamy awanturę o wymianę ambasadorów.

Czyżby to szef gabinetu Marcin Mastalerek podpowiedział Andrzejowi Dudzie, że wojna z rządem to dobry pomysł na zakończenie prezydentury? Takie potyczki nigdy nie służą żadnej ze stron. Już raz ostry konflikt na szczytach władzy zakończył się dla Polski fatalnie i prezydent jako ten, który tak chętnie przywołuje katastrofę w Smoleńsku, powinien o tym pamiętać.

https://x.com/KleofasW/status/1794691922088587473