“Nasi wyborcy myślą, że nic nie możemy”. W PiS rosną pretensje do Dudy [ANALIZA]

19.01.2024

 

PiS ma poważny problem, bo na razie nie jest w stanie ani zatrzymać działań rządu, ani nawet ich specjalnie spowolnić. W partii coraz głośniej wybrzmiewają pretensje do Andrzeja Dudy.

Do polityków PiS powoli dociera, że głowa państwa jest całkowicie zagubiona. Narasta wrażenie, że mimo niemal dekady doświadczeń na najwyższym politycznym szczeblu Andrzej Duda wciąż jest tym samym politykiem, którym był w 2014 r. Kłopot w tym, że w PiS zauważono to dopiero teraz, kiedy od prezydenta realnie coś zależy.

Duda popełnia podstawowy błąd: nie rozmawia z Jarosławem Kaczyńskim. Choć trzeba mu oddać, że prezes też do rozmów się nie pali. Na domiar złego Duda niespecjalnie rozumie konsekwencje swoich czynów, więc PiS nie może się na nim oprzeć. Nie spełnia oczekiwań, jakie dzisiejsza opozycja pokładała w nim w sprawie blokowania działań premiera Donalda Tuska.

Rozczarowanie jest znaczące, bo PiS sądziło, że Duda będzie ich potężną bronią w walce z nową koalicją. Politycy partii Kaczyńskiego byli przekonani, że mając swojego prezydenta, mogą skutecznie zatrzymać zdecydowaną większość działań Tuska. Kłopot w tym, że PiS w tej rozgrywce nie doceniło nowego premiera. Okazało się także, że prezydenckie prerogatywy są iluzoryczne i w naszym systemie prezydentowi pozostaje jechać do Davos i bezskutecznie skarżyć się zagranicznym politykom.

Pretensje adresowane do Dudy dotyczą w głównej mierze dwóch spraw. Pierwsza z nich to TVP i odebranie trzech miliardów. Prezydent postawił tutaj weto. “Nie może być na to zgody wobec rażącego łamania konstytucji i zasad demokratycznego państwa prawa. Media publiczne trzeba najpierw rzetelnie i zgodnie z prawem naprawić” – oświadczył, informując o zawetowaniu ustawy okołobudżetowej. Gdyby nie ten ruch, minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz nie miałby pretekstu, żeby otworzyć procedurę likwidacji medialnych spółek. Decyzja Dudy doprowadziła więc do kaskady zdarzeń, które skończyły się szybką utratą przez PiS wszelkich wpływów w państwowych mediach.

— To przez niego przegrywamy TVP, bo jego działanie pozwoliło wprowadzić likwidatora. To on nagle wyskoczył z tym ułaskawieniem tuż przed marszem, a w dodatku nie zrobił tego od razu i nasi wyborcy myślą, że my już po prostu nic nie możemy — martwi się nasz rozmówca.

Kolejna sprawa dotyczy wspomnianych już byłych szefów CBA. Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik wciąż siedzą, choć prezydent rozpoczął procedurę ułaskawieniową. Tyle że nie prowadzi to do natychmiastowego zwolnienia polityków. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar nie ugiął się pod naciskami prezydenta i PiS. Opozycji nie pozostaje teraz nic poza kolejnymi demonstracjami pod zakładami karnymi. A prezydent? Może tylko dzień w dzień apelować o ich zwolnienie i czekać na ruchy Adama Bodnara.

Ostatnia nadzieja na sprawczość Dudy to budżet, ale i tu głowa państwa zawiedzie. Nawet jeśli odeśle budżet do TK, to nic się nie zmieni. Rząd będzie działał na podstawie projektu (nie prowizorium) i spokojnie jechał dalej. Cała ta sytuacja pokazuje, że prezydent niewiele może, choć teoretycznie ma najmocniejszy mandat społeczny – z powszechnych wyborów.

PiS właśnie zalicza spadki w sondażach, które są naturalną reakcją elektoratu. Nie nastąpiły po wyborach, bo Prawo i Sprawiedliwość przez kilka tygodni budowało narrację rychłego zwycięstwa i szans na zbudowanie koalicji z Trzecią Drogą. Wyborcy ufali, że to może się zdarzyć i że wszystkie opowieści Morawieckiego są prawdziwe. Dopiero kiedy zaprzysiężony został rząd Donalda Tuska, do wyborców dotarło, że to wszystko to była wyłącznie narracja. Poparcie będzie jeszcze spadać, bo wyborcy nie zobaczą sukcesów — nie będzie odwołania ministra Sienkiewicza, nie będzie zerwania Sejmu, nie ma opóźnienia budżetu, bo nawet poprawek PiS złożyło niewiele, nie ma żadnej akcji, która miałaby przekonać wyborców, że partia wciąż “wszystko może”. Nie może, a prezydent nie pomaga. Czasem nawet szkodzi.