Wolne żarty, panie Zbyszku! To wyższa szkoła politycznego cynizmu

29.03.2024

 

Zbigniew Ziobro liczy na to, że Polacy mają tak krótką pamięć? To byłoby naiwne, a przecież naiwniakiem nie jest. Bardziej przekonuje mnie wersja krążąca w PiS.

Kto by pomyślał, że powitalny felieton w “Newsweeku” będę zmuszona zadedykować Zbigniewowi Ziobrze. Jako uważna ziobrolożka, autorka książki o tym niezwykle ambitnym polityku, nie mogłam przeoczyć momentu, który może zaważyć na politycznym życiu mojego bohatera.

Obrazek z przedświątecznego wieczoru, gdy Ziobro, w otoczeniu żony i posła Goska, utyskuje do kamer na prokuraturę i brutalność ABW podczas przeszukania jego domu, przejdzie do annałów polskiej polityki.

Nie był to moment chwały Ziobry. Stał się smętnym cieniem wszechmocnego szeryfa, siejącego do niedawna postrach w szeregach PiS. A narzekania na to, że prokuratura nie uprzedziła go o wejściu na jego posesję, to perwersja w czystej postaci. “Dałbym im klucze i mogliby wejść do domu w sposób cywilizowany, bez wyłamywania drzwi – jak złodzieje. To wszystko jest polityczny spektakl bezprawia” – narzekał były minister.

Ziobro liczy na to, że Polacy mają tak krótką pamięć? To byłoby naiwne, a przecież naiwniakiem nie jest

Wolne żarty, panie Zbyszku! Odkąd to prokuratura uprzedza potencjalnych podejrzanych o wysłaniu do nich ABW na przeszukanie. Istotą nalotu służb jest przecież działanie z zaskoczenia, tak by potencjalni klienci wymiaru sprawiedliwości nie zdążyli ukryć lub zniszczyć dowodów. Już widzę oczami wyobraźni, jak ziobrowi prokuratorzy dzwonili pod rządami PiS do adwokata opozycji Romana Giertycha z zapowiedzią, że właśnie po niego jadą i zawiozą do domu na przeszukanie. Ba! Ziobro kazał przesłuchać Giertycha na szpitalnym łóżku, gdy ten zasłabł podczas akcji ABW. A później upierał się, że zarzuty odczytane nieprzytomnemu są w mocy. Kiedy sąd uznał, że to bzdura, superminister zmienił prawo tak, by można było postawić zarzuty nawet wtedy, gdy delikwent nie tylko jest nieprzytomny, ale także w stanie upojenia alkoholowego lub odurzony narkotykami. To niejedyny taki eksces Ziobry. Jeszcze za pierwszych rządów PiS kazał przesłuchiwać księgową znanego lobbysty, mimo że zaczęły jej się skurcze porodowe.

Można więc uznać, że jak na ziobrowe standardy i tak został łagodnie potraktowany przez prokuraturę. A już zarzut, że padł ofiarą politycznego “teatru” na zlecenie Tuska i Bodnara, jest wyższą szkołą politycznego cynizmu. Nie kto inny jak Ziobro przez lata lubował się w takich politycznych spektaklach. Jeden z nich, gdy ABW w obstawie telewizyjnych kamer przyjechała zatrzymać polityczkę lewicy Barbarę Blidę, zakończył się tragedią.

Ziobro liczy na to, że Polacy mają tak krótką pamięć? To byłoby naiwne, a przecież naiwniakiem nie jest. Bardziej przekonuje mnie wersja krążąca w PiS, że chodzi o to, by przywołując swoją ciężką chorobę, odwrócić uwagę od przekrętów w Funduszu Sprawiedliwości. Następca Ziobry na stanowisku ministra powołał zespół, który ma rozliczyć wyprowadzanie pieniędzy z funduszu pod rządami Ziobry do różnych organizacji, a także na kampanie wyborcze jego ludzi. Albo kultowe już przyznanie lekką ręką 100 milionów zł z funduszu, który miał pomagać ofiarom przestępstw, księdzu egzorcyście, który wypędzał szatana z wegetarianki… salcesonem. Za publiczne pieniądze duchowny budował drugie rydzykowo, jak nazywają w PiS powstający w warszawskim Wilanowie kompleks medialny z kilkoma studiami i stanowiskami montażowymi. Na pomoc ofiarom przestępstw poszły ledwie trzy z tych 100 milionów.

Ziobro zrobił wiele, by odsunąć od siebie odpowiedzialność za wyprowadzanie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Najpierw zmienił prawo tak, by w cele funduszu można było wpisać właściwie wszystko. Decyzje scedował na swojego wiceministra Michała Wosia, najmłodszego w rządzie. Woś oczywiście nie robił nic za darmo. Pieniądze z funduszu szerokim strumieniem płynęły do jego okręgu wyborczego na kolejne kampanie pana wiceministra. Tę kwestię śledczy także wzięli pod lupę. Według nich Ziobro nie ucieknie jednak od odpowiedzialności, bo to on kierował resortem sprawiedliwości.

Czy kłopoty z prawem mogą oznaczać polityczny koniec Ziobry? Z pewnością go osłabią, jednak poczekałabym z chowaniem go do politycznej trumny. Już raz Adam Hofman, były rzecznik PiS, popełnił ten błąd. Gdy w 2011 r. Ziobro został wyrzucony z PiS, Hofman, który niezbyt go lubił, triumfował: “Miał być delfinem, chciał być rekinem, a został leszczem”. Kilka lat później Hofman wypadł z polityki, a Ziobro wrócił w glorii na stanowisko ministra sprawiedliwości.