Janusz A. Majcherek

Marudzący komentariat, czyli mimowolni sprzymierzeńcy Kaczyńskiego

18.02.2021, Warszawa, konferencja prasowa Platformy Obywatelskiej, na której przedstawiła swoje stanowisko na temat aborcji.

18.02.2021, Warszawa, konferencja prasowa Platformy Obywatelskiej, na której przedstawiła swoje stanowisko na temat aborcji. (Paweł Supernak/PAP)

 

Manifestacyjny i przesadny krytycyzm wielu niezależnych komentatorów wobec opozycji, a zwłaszcza Platformy Obywatelskiej, pomaga PiS umocnić władzę i obezwładnić przeciwników.

Opozycja jest nieudolna i rozbita, niezdolna i  nieprzygotowana do przejęcia władzy, nie ma lidera ani programu, grzęźnie w wewnętrznych konfliktach i animozjach, nie potrafi dotrzeć do wyborców z jakimkolwiek przekonującym przesłaniem, nie ma im do zaproponowania żadnej alternatywy dla „dobrej zmiany”, a w szczególności programu 500+.

Czy to streszczenie wywodów pisowskich funkcjonariuszy i propagandystów?

Nie tylko. Takie tezy powtarzane w rozmaitych wariantach i obudowane różnymi publicystycznymi dywagacjami można spotkać codziennie w mediach i u autorów krytycznie, a niekiedy bardzo krytycznie oceniających poczynania PiS. Współbrzmią więc one z pisowską propagandą i wzmacniają ją, tym samym pomagając obozowi „dobrej zmiany” w utrwalaniu i utrzymaniu władzy.

Malkontenci obiektywnie działają na korzyść PiS

Oczywiście publicyści urągający w ten sposób opozycji żachną się, że przecież oni tylko bezstronnie opisują obiektywną rzeczywistość, bo opozycja faktycznie jest taka, jak ją przedstawiają, i nie ma w tym niczego propisowskiego. Ale podobnie propagandyści pisowscy twierdzą, że zamęt w zachodnim świecie, słabość Unii Europejskiej, ideologiczne skrzywienie jej elit, brak asertywności jej przywódców wobec amerykańsko-chińskiej rywalizacji, niezdolność przekonywania mieszkańców Europy do jakiegoś wspólnego działania (czego potwierdzeniem jest wystąpienie Brytyjczyków z tej struktury), narodowe partykularyzmy i konflikty interesów to obiektywne fakty i ich stwierdzanie nie ma żadnego związku z antyzachodnią propagandą kremlowską i putinowskimi interesami.

Gdy w niesprzyjających PiS mediach – w tym w „Gazecie Wyborczej” – ukazują się bardzo krytyczne czy demaskatorskie analizy wyczynów funkcjonariuszy „dobrej zmiany”, to na pewno kilka dni wcześniej czy później można przeczytać lub usłyszeć, jak słaba i nieudolna jest opozycja.

Wniosek? Nie ma na kogo głosować, więc chyba nie ma sensu iść na wybory. W sondażach rośnie odsetek niezdecydowanych. W PiS zacierają ręce, bo to realizacja ich marzenia (im niższa frekwencja wyborcza, tym wyższy odsetek poparcia dla PiS – pokazują publikowane także w „Wyborczej” analizy elektoratów).

Przesadna krytyka i słabość opozycji – co jest przyczyną, a co skutkiem

Ostatnio niepisowski komentariat używa sobie na Borysie Budce, który w wywiadzie dla „Wyborczej” przyznał się, że w obecnej sytuacji politycznej i on sam, i jego ugrupowanie mają nikłą sprawczość. Ale niemal w tym samym czasie ci sami komentatorzy nawołują go do bezwarunkowego poparcia rządu w sejmowym głosowaniu nad przyjęciem europejskiego programu wsparcia finansowego, choć zdają sobie sprawę i nawet nie zaprzeczają, że znaczna część tych środków zostanie rozgrabiona przez pisowską mafię. Przyjmują więc logikę pisowskiego elektoratu: „Może i część rozkradną, ale resztą się podzielą”, zatem trzeba głosować razem z PiS, bo „wyborcy innej decyzji nie zrozumieją”. Przy takich komentatorach rzeczywiście mogą nie ogarnąć. Terlecki zaś może szyderczo kpić z prób stawiania PiS jakichkolwiek warunków, skoro opozycja i tak musi rząd poprzeć.

Niedawno na tych łamach prof. Anna Wojciuk stwierdziła, że błędna jest pospolita wśród komentatorów interpretacja, zgodnie z którą PiS jest silny, bo opozycja jest słaba. Zależność jest odwrotna: opozycja jest słaba, bo bezwzględny PiS ją przydusza coraz bardziej autorytarnymi metodami.

Analogiczną sugestię można sformułować w związku z ciągłym utyskiwaniem publicystów na słabość opozycji: nie dlatego tak piszą, że opozycja jest słaba, lecz jest ona słaba, gdyż tak ją postponują.

Nieuzasadnione nadzieje lokowane w ruchu Hołowni

Zbrzydzenie dotychczasową opozycją skutkuje bardziej niż życzliwym podejściem znacznej części zblazowanego komentariatu do ruchu Szymona Hołowni. Wbrew deklaracjom jego lidera to także sprzyja pozycji i nadziejom PiS.

Nie chodzi nawet o to, że tak napompowany Hołownia nie będzie chciał się z nikim integrować, do czego opozycja jest permanentnie wzywana (choć może wybory prezydenta Rzeszowa zmienią i to). Przyszła reprezentacja parlamentarna Hołowni będzie nieuchronnie zbieraniną jak w przypadku wszystkich dotychczasowych „świeżynek” politycznych („samodzielnych inwestycji”, wg ironicznego sformułowania prof. Wojciuk) firmowanych przez znanych liderów (Palikota, Kukiza, Petru, Biedronia), z których potem wyciekali stopniowo do partii sprawujących władzę lub dzięki ich woltom władzę uzyskujących (sławetny przypadek niejakiego Kałuży na Śląsku). Niedawne przejście działaczki lewicowej Wiosny do prawicowego (i współrządzącego) Porozumienia pokazuje, że przyszłe transfery z umiarkowanie konserwatywnego ruchu Hołowni do radykalnie konserwatywnego (a przy okazji zamordystycznego) PiS są całkiem prawdopodobne, pomimo antypisowskiej retoryki lidera i działaczy (migrantka z Wiosny do Porozumienia tuż przed tym transferem potępiała poczynania „dobrej zmiany” i obnosiła się z błyskawicą Strajku Kobiet).

Nadzieje na to, że to ruch Hołowni odsunie wreszcie PiS od władzy, są co najmniej pochopne. Polaryzacja polityczna i sytuacja w Senacie pokazują, że przyszła większość sejmowa może zawisnąć na kilku pojedynczych głosach. Jaką można mieć pewność, że wszyscy ludzi Hołowni, zebrani zewsząd i znikąd, zachowają antypisowską zwartość?

Nie mówiąc o tym, w jakim zakresie postulaty Strajku Kobiet zostaną spełnione przez reprezentantów ruchu, którego lider jeszcze niedawno opowiadał się za zakazem aborcji i małżeństw homoseksualnych. Zmienił zdanie? Więc tym większe niebezpieczeństwo, że jego komilitoni też to uczynią, w niewiadomą stronę.

Nie, nie trzeba uprawiać wobec opozycji wazeliniarstwa w stylu propagandystów PiS wobec swoich idoli. Jednak obawa przed choćby podejrzeniem o taką stronniczość skłania niezależnych komentatorów do ostentacyjnego okazywania swojej bezstronności, czyli neutralności. To nie musi prowadzić do symetryzmu, ale wzmacnia PiS, bo osłabia opozycję.

W sytuacji, gdy obóz władzy szykuje się do przejęcia lub podporządkowania sobie mediów, to zakrawa na samobójstwo. Czy dziennikarze naprawdę wyobrażają sobie, że tłumy wyjdą na ulice w obronie niszczonych mediów niezależnych? No więc kto je obroni?

 

 

wyborcza.pl