Kaczyński goni w piętkę, czyli konstytucja niezgodna z konstytucją

Kaczyński goni w piętkę, czyli konstytucja niezgodna z konstytucją

 

Trzy tygodnie temu peerelowski prokurator a pisowski sędzia Trybunału mgr Przyłębskiej ogłosił, że polskie sądy nie muszą się stosować do zabezpieczeń nakazanych przez unijny Trybunał Sprawiedliwości. Jeszcze przed tygodniem z warownego obozu władzy dobiegały gromkie okrzyki, że ani kroku wstecz, że nie oddamy ani guzika od suwerenności, że Izba Dyscyplinarna albo śmierć, że tu jest Polska i że nie będzie Unia pluć nam w twarz ni dzieci nam europeizować. Aż tu nagle pan premier bąknął, że nowa Izba nie spełnia jego oczekiwań. I zaraz potem spełniająca oczekiwania prezesa Kaczyńskiego pierwsza prezeska SN, znienacka zamroziła rzeczoną Izbę oraz poprosiła tamtejszych funkcjonariuszy przebranych w togi, by w miarę możliwości i chęci zaprzestali na jakiś czas gnębienia prawdziwych sędziów. Ba, sam pan prezydent przerwał na chwilę swój sześcioletni urlop, by wyrazić dezaprobatę dla Izby, którą sam wymyślił i osobiście powołał.

Szybko się okazało, że owa zaskakująca wolta zaskakującą bynajmniej nie była. I, wbrew opiniom wszystkich przytomnych komentatorów, to narzędzie służące zastraszaniu przyzwoitych sędziów pakowane jest do zamrażarki wcale nie z powodu zdecydowanej reakcji władz Unii, ani wyroku TSUE, ani realnej groźby zablokowania dotacji i wlepienia Polsce dotkliwych kar za każdy dzień bezprawia. A już na pewno nie jest to podwijanie ogona w odpowiedzi na coraz twardsze naciski Amerykanów, zainteresowanych nie tylko losem swej największej inwestycji w Polsce, ale też stanem polskiej praworządności.

Z błędu wyprowadził nas sam prezes. W wywiadzie dla PAP Jarosław Kaczyński wyjaśnił, że likwidacja Izby Dyscyplinarnej omawiana była kilka miesięcy temu, już dawno została pozytywnie zaopiniowana przez komitet bezpieczeństwa i wpisano ją do projektu reformy przygotowanej przez minister Annę Dalkowską. Co prawda nikt, łącznie z członkami komitetu bezpieczeństwa, nie przypomina sobie dyskusji w tej sprawie, nie mówiąc już o jakichś uzgodnieniach, ale świadczy to jedynie o randze sprawy, której nadano zapewne gryf tajności dostępny co najwyżej tym ostatnim, do których wódz miewa jeszcze zaufanie: Błaszczakowi z MON, Sasinowi z resortu aktywów państwowych i Suskiemu z Radomia…

Czy Kaczyński naprawdę każe wycofać z obiegu ustawy kwestionowane przez Unię i jej trybunał? No, bez przesady. Nie pozwoli na to prezesowa ambicja i nie przełknie tego elektorat, przekonywany przez TVPiS, że bez Izby Dyscyplinarnej kasta pijanych posiadaczy immunitetów rozjeżdżać będzie przechodniów na pasach, a tabuny sędziów włóczyć się będą po sklepach kradnąc na wyścigi części do wiertarek. „Zlikwidujemy Izbę Dyscyplinarną w tej postaci, w jakiej funkcjonuje ona obecnie, i w ten sposób zniknie przedmiot sporu” – uspokoił prezes dodając, że „nie chodzi o to, by zupełnie przestała działać, lecz znacząco zmieniła sposób funkcjonowania”, dodając, że jest to świetny pomysł na zakopanie przedmiotu sporu z Unią Europejską. Elektorat PiS odetchnął z ulgą, a wyborcy innych ugrupowań zdumieli się ogromnie i zadziwili naiwnością człowieka okrzyczanego geniuszem politycznym, któremu zdaje się, że uda mu się oszukać Unię i sojusznika zza oceanu zmieniając tylko nazwę i usytuowanie bezprawnego tworu.

Jarosław Kaczyński nigdy nie robił na mnie wrażenia człowieka zrównoważonego, ale teraz zachowuje się jakby wymagał nagłej interwencji medycznej. Cały świat wie, że celem „lex TVN” jest zawłaszczenie lub zniszczenie znienawidzonej stacji, która obnaża dyktatorskie intencje prezesa, punktuje kłamstwa, wyśmiewa głupstwa i mobilizuje przyzwoitych Polaków do obrony demokracji i praw obywatelskich. Wszyscy o tym wiedzą, ale prezes idzie w zaparte opowiadając dyrdymały o zagrożeniach polskich mediów ze strony Rosji i Chin, które lada chwila wtargną do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Z tego powodu właśnie USA, nasz najbliższy sojusznik i członek OECD, nie może być nadal właścicielem TVN. Ale to nie wszystko. „Uważamy, że pomysł z możliwością kupna przez kraj z OECD jest śmieszny, bo ryzyko z tym związane, w tym z praniem brudnych pieniędzy, wejściem do polskich mediów narkobiznesu, byłoby ogromne” – doprecyzował Kaczyński okrzyczany kiedyś mianem politycznego geniusza. Chińczycy dopuszczeni do OECD w celu wykupienia polskich mediów, John Biden piorący w TVN swoje brudne pieniądze, ekipa „Szkła kontaktowego” cichcem rozprowadzająca narkotyki… Że też nikt nie zadzwonił po pogotowie!

Fakt, Kaczyński jest dzisiaj pod silną presją. Dotąd szło mu jak po maśle, a po zawłaszczeniu Trybunału Konstytucyjnego mógł uznać, że proces zawłaszczenia Polski potoczy się już z górki. Kiedy przeforsował ustawy rujnujące sądownictwo poczuł, że jest wszechmogący. Może ustanowić zakaz mówienia po niemiecku, może wprowadzić kierowniczą rolę PiS i wieczną przyjaźń z Rosją Putina, a korzystając z TK mgr Przyłębskiej może nawet orzec, że Konstytucja jest niezgodna z konstytucją. Dlatego Kaczyński nie przejmował się przesadnie ani protestami krajowymi, ani unijnymi. Oczarowany bezczelną szarżą Orbana doszedł do wniosku, że w Brukseli siedzą naiwne miękiszony, skrępowane i zakneblowane polityczną poprawnością, których można oszukiwać tak jak polski elektorat, a nawet jeśli nie, to przecież cokolwiek Kaczyński zrobi Bruksela i tak będzie nam płacić i z Unii nas nie wyrzuci.

Bezpieczne trwanie miał nam zapewnić sojusz z USA, a dokładnie sojusz z bliskim Kaczyńskiemu populistą i autokratą Donaldem Trumpem. Jego porażka stała się porażką prezesa. Jeszcze się łudził, że życzliwi republikanie wrócą do władzy. Jeszcze liczył, że przeczeka do powrotu Trumpa, przekupując demokratów obietnicą zakupu 250 czołgów bez przetargu i negocjacji. Ale gdy okazało się, że i republikanie mają do niego pretensje nie tylko o TVN, ale też o rujnowanie demokracji, gdy w dyplomatycznym języku zrugał go najbliższy współpracownik Trumpa Mike Pompeo, przyszło załamanie i prezes zaczął pleść od rzeczy.

Świat idzie naprzód, a Kaczyński cofa się w coraz mroczniejszą przeszłość. Nie wszyscy jego funkcjonariusze i nawet nie wszyscy wierni pretorianie chcą mu towarzyszyć. Dziś już nie każdą porażkę i nie każdy głupi błąd da się ludziom wyjaśnić przywracaniem godności i powstawaniem z kolan. Również naszych sąsiadów i sojuszników nie da się już oszołomić słowotokiem premiera ani oszukać obietnicami i szacherkami legislacyjnymi. Pusta kasa państwa pozbawiona unijnych dotacji grozi kryzysem, którego nie zażegna państwowo-narodowo-patriotyczna narracja. Osamotnieni będziemy skazani na pożarcie przez Putina. A wszechmogący Kaczyński miota się w świecie kompletnie bezradny. Nie ma żadnego pojęcia o współczesnej dyplomacji, szczególnie o jej języku. Ci, którzy mówią grzecznie, są w oczach prezesa słabeuszami. Silny jest ten, kto odpowiada krzykiem i grubiaństwem. Doczekaliśmy czasów, gdy suwerenność oznacza samotność, a narodowa godność objawia się prostackim chamstwem.

 

koduj24.pl