Jak się robi rewolucję?

Jak się robi rewolucję?

 

Ponad 10 tysięcy udostępnień, mnóstwo polubień i życzliwy komentarz zatroskanego Donalda Tuska zyskał fejsbukowy wpis znanego dziennikarza Wojciecha Fuska. Zdesperowany człowiek, walczący dotąd ze złem i bezprawiem o praworządność i przyzwoitość w polityce, pisze, że rosnąca fala łajdactw paraliżuje go i obezwładnia. Pisze, że w III RP nigdy z taką intensywnością, agresywnością i bezwzględnością nie pleniło się złodziejstwo, chamstwo, kłamstwo, blagierstwo, buta i pycha, które wywołują u niego poczucie bezradności. Ta bezradność zastępuje red. Fuskowi dotychczasową wściekłość i bunt, jego energia i wola walki wypierana jest przez odrętwienie, a upokorzenie rodzi poczucie bezsilności i niemocy.

PiS rzeczywiście ruszył do szalonego ataku na resztki demokracji. Kaczyński i jego fagasi napadli na TVN, nie ukrywając, że planują przejęcie także pozostałych wolnych mediów. Minister Czarnek wściekłą szarżą rozjeżdża oświatę i zapędza naukę w mury swojego Ciemnogrodu. Minister Ziobro ściga przyzwoitych sędziów, oskarża opozycjonistów i straszy protestujących obywateli. Minister Kamiński masowo inwigiluje i podsłuchuje Polaków. Zblatowany z PiS Trybunał Konstytucyjny ogłasza, że sądy unijne mogą mu skoczyć i nagwizdać. Polska władza wykonuje długi krok w kierunku wyjścia z UE. A to jeszcze dalece nie wszystko.

Całkiem serio grozi nam utrata części, albo i całych 770 miliardów, bo przecież UE nie może sobie pozwolić na lekceważenie swych podstawowych zasad, nawet w wykonaniu nawiedzonych polityków reprezentujących kraj, który z woli samozwańczego wodza samo lokuje się na peryferiach Europy. Unijne wsparcie przestało być pewne. Tymczasem polska kasa wyczyszczona jest już niemal do dna, co nie przeszkadza władzy nadal suto obdzielać swoich, tolerować przekręty i wyrzucać pieniądze na propagandowe fantasmagorie. Oficjalny, mocno zaniżony dług państwa, osiągnął jeden bilion 134 miliardy, czyli kwotę znacznie większą niż dwuletnie wpływy budżetowe. Dramatyczne zadłużenie Polski z epoki Gierka staje się miłym wspomnieniem.

Co zrobi Unia? Czy możemy liczyć na szybką i zdecydowana reakcję i na sankcje bardziej dotkliwe dla władzy niż dla obywateli? Czy jednak będzie to proste zamknięcie kurka z dotacjami, zniecierpliwione machnięcie ręką i milcząca dezaprobata, z jaką pasażerowie tramwaju traktują złośliwego, rozwrzeszczanego bachora? Byłoby fatalnie, gdyby Unia uznała, że polskie bezprawie niespecjalnie uwiera polskich obywateli, że Polacy dali się przekupić, albo po prostu przywykli, przycichli i gotowi są już zaakceptować bandyckie rządy. A wygląda na to, że taka właśnie opinia rozprzestrzenia się powoli w krajach zachodnich. Kaczyński wyprowadza nas z Unii i jednocześnie z głów Europejczyków. Unia nie spieszy się więc z decyzjami blokującymi polskie bezprawie. Spieszy się natomiast Kaczyński, by zdążyć zbudować swoją dyktaturę, zanim dostanie po łapach od sąsiadów i kopa od wyborców, kiedy okaże się, że nie ma już pieniędzy nawet na wyborczą kiełbasę.

Działania UE byłyby szybsze i bardziej radykalne, gdyby wyborcy z krajów Unii przycisnęli w tej sprawie swoich przedstawicieli w rządach i w unijnych władzach. Ale oni już zaczynają pytać, dlaczego mają płacić Polsce za samą tylko obecność w Unii, skoro Polakom wyraźnie nie przeszkadza polexit? Czy warto pomagać Polakom, którzy chyba godzą się na autorytaryzm, skoro nie protestują tak zdecydowanie i masowo jak wcześniej?

„Upokarzające jest i to, że 30 procent obywateli kraju, z którego nie wyjechałem w odpowiednim momencie, jest mimo to gotowych na nich głosować” – napisał w swoim poście Wojtek Fusek, obezwładniony nieustającym poparciem dla partii, która po wyborach zrzuciła maskę opiekuńczego szeryfa, ujawniła mściwe oblicze najeźdźcy i rozpoczęła okupację Polski. Rzeczywiście, rozziew między skalą bezprawia a siłą protestów społecznych jest zaskakujący. Pierwsze manifestacje oprotestowujące ledwie projekty i antydemokratyczne zakusy PiS, gromadziły dziesiątki tysięcy demonstrantów. Dzisiaj, kiedy ta partia gangsterskimi metodami chce podporządkować sobie ostatnie wolne media, kiedy zalewa nas fala bezczelności i buty, a PiS w miejsce demokratycznego ładu wciska nam swój „nowy polski” ład, protestują tylko nieliczni. Ten brak masowej reakcji nie oznacza oczywiści zgody obywateli na poczynania władzy. Niektórych udało się zastraszyć, ale przeważająca część obywateli po prostu zwątpiła w skuteczność protestów. Dopadła ich rezygnacja, czyli dokładnie to, co czuje Wojtek Fusek, który swoje rozpaczliwe oświadczenie na FB kończy wezwaniem: „Ktoś musi podać rękę, ktoś zaszczepiony na pisowski jad. Jestem jak jeden z tysiąca żołnierzy uśpionej armii. Można nas obudzić. Czekam na sygnał.”

Nie pomogę red. Fuskowi. Moje doświadczenia w organizacji protestów wywodzą się z czasów bez internetu i komórek, kiedy ludzie kontaktowali się ze sobą dzwoniąc z ulicznych telefonów i wzywali do boju poprzez ulotki drukowane na spirytusowym powielaczu albo na maszynie do pisania przez kalkę w 10 kopiach. Nie wiem, jak skłonić Polaków do powrotu na ulice, a w szczególności jak rozruszać mniejsze miasta i gminy, których aktywności Kaczyński boi się najbardziej. Udało mi się jednak dotrzeć do osoby, która ma całkiem spore pojęcie o organizowaniu współczesnych demonstracji. To Katarzyna Łysiak – Idzik, liderka protestów w jednym z powiatowych miast Wielkopolski, lokalna bizneswoman i aktywistka społeczna, która potrafi zrobić zadymę tam, gdzie nikt by się jej nie spodziewał.

Wielkopolska Słupca jest jednym z tych miasteczek, gdzie ludzie żyją swoim życiem pozostając na uboczu spraw wielkiej polityki. Nie widziano tu wielkich demonstracji za komuny ani znaczących protestów przeciwko kolejnym rządom w wolnej Polsce. Zdawałoby się, że mieszkańcy zajęci codziennymi kłopotami dobrze się czują w spokojnej, sennej atmosferze, ale okazało się, że była to tylko drzemka. Bo kiedy PiS zwiózł swoich wyborców na przedwyborczy wiec poparcia dla Andrzeja Dudy, naprzeciw nich stanęło ok. 200 mieszkańców popierających Rafała Trzaskowskiego. A potem w październikowym strajku kobiet wzięło udział 3 tys. ludzi, niemal co czwarty obywatel Słupcy. Jak to się stało? Opowiada Kasia Łysiak:

– Przepis na rewoltę w małym mieście jest prosty: Najpierw trzeba być wystarczająco wkurzony, żeby poczuć konieczność pokazania tej bandyckiej władzy środkowego palca. O taki stan ducha jest akurat łatwo, bo PiS robi, co może, żeby doprowadzać ludzi do białej gorączki. No więc po pierwsze, musisz chcieć. Po drugie, musisz porozmawiać o tym z najbliższymi. Obdzwoń wszystkich, których masz w spisie telefonów, zapytaj, co sądzą o proteście w twojej okolicy. Może zorganizuj jakiegoś grilla, spotkanie przy kawie, piwie albo tylko spacer. Wybadaj, komu z nich chce się bardziej niż innym i kto mógłby współorganizować protest. A potem umów się, że każdy obdzwoni swoich znajomych, sondując możliwość ich udziału. Oczywiście trzeba też uruchomić lokalne portale społecznościowe i nawiązać kontakty z organizacjami społecznymi i aktywistami. Ale niekoniecznie z partiami politycznymi. Nasze demonstracje wsparł koniński Kongres Kobiet, ale wypiął się na nas SLD, które tutaj, cholera wie czemu, beztrosko współpracuje z PiS. Olali nas także działacze lokalnego RDPS (Radni dla Powiatu Słupeckiego), który skupia ludzi z PO, Nowoczesnej i Lewicy. Pomogło tylko dwóch działaczy PO i o dziwo – radni powiatowi PSL. I jakoś daliśmy radę.

Spytałem panią Kasię, co powiedziałaby ludziom, którzy chcą rozpocząć czy wznowić protest, ale boją się, że się ośmieszą i na placu zostaną sami. Odpowiedziała tak:

 Powiem im, że nie będą sami, bo z nimi są miliony Polaków, naprawdę miliony. I niemożliwe, żeby nikt się nie pojawił na proteście, bo ludzi, którzy mają dość jest bardzo wielu. I wielu z nich tylko czeka, aż pojawi się ktoś, kto ich poprowadzi. Kiedy organizowałam pierwszy protest, nie bałam się, że stanę na placu sama, zresztą zaraz po ogłoszeniu w Internecie zaczęło do mnie wydzwaniać wielu ludzi pytając, czy to prawda, i od razu, żeby zgłosić swój udział. A potem przyszli z flagami Unii, z transparentami zrobionymi w domu, z własnymi hasłami na plakatach. I jeszcze jedno: kiedy po raz pierwszy pokazaliśmy się mieszkańcom, kiedy stanęliśmy naprzeciw zaskoczonych pisowców, których stać było tylko na okrzyki: – Do Berlina! Do Berlina! – poczuliśmy wielką satysfakcję. Poczuliśmy się wolni.

Ożywić większe miasta potrafi Donald Tusk, gromadzący dziś tłumy na spotkaniach. Ale uaktywnić mieszkańców miasteczek i gmin, których protesty przerażają Kaczyńskiego i skłaniają go do kroków wstecz, mogą tylko ludzie „stamtąd”. Tacy jak pani Kasia właśnie. Nie wiem, czy jej wypowiedź choć trochę poprawi minorowy nastrój red. Wojciecha Fuska. Ale mój poprawiła znacząco.

 

koduj24.pl