Krajobraz bez rzecznika

Krajobraz bez rzecznika

 

Decyzja o zakończeniu kadencji Bodnara była jak włamanie na rympał, bandycka napaść, dokonany bez cienia żenady rozbój w biały dzień

W otoczonym barierkami i kordonem policyjnym gmachu Trybunału Konstytucyjnego zmaterializowała się decyzja Jarosława Kaczyńskiego o likwidacji niezależnego od jego wszechwładzy państwowego organu Rzecznika Praw Obywatelskich. Padł przedostatni bastion broniący sponiewieranej demokracji. Pozostał jeszcze Senat, któremu jednak mgr Przyłębska z kolegami ograniczyła prawo współwyboru polskiego ombudsmana.

Tym razem nie była to zwykła jazda po bandzie, nagięcie przepisów, czy obejście prawa w białych rękawiczkach. Decyzja o zakończeniu kadencji Bodnara była jak włamanie na rympał, jak bandycka napaść, jak dokonany beż cienia żenady rozbój w biały dzień. Prawo nie zostało tu naruszone, ani złamane, jak dotąd bywało. Zostało doszczętnie zdemolowane. Pomińmy fakt, że w obecnym Trybunale zasiadają sędziowie dublerzy wybrani na miejsca zajęte przez sędziów prawidłowo wybranych. Pomińmy też, że wśród sędziów TK, od których wymaga się niezależności i wielkiego dorobku, są słabo wykształceni frontowi politycy partii rządzącej, zasłużeni w dziele demolowania praworządności. Pomińmy fakt, że rozprawie przewodniczyła pani, która wbrew ustawowym wymogom nie odznacza się wybitną wiedzą prawniczą, która sędziowski egzamin zdała na tróję, której zawodowy dorobek spotykał się z krytyczną oceną innych sędziów i która została prezeską TK bez wymaganej uchwały kolegium sędziów. Pomińmy nawet jej niezgodne z prawem i obyczajami serdeczne koneksje z rządzącymi. Spróbujmy ogarnąć cały obraz tego bezprawia:

•Na wniosku do Trybunału o zbadanie konstytucyjności pełnienia przez RPO funkcji po upływie kadencji, zabrakło wymaganych prawem podpisów posłów.
•Wyrok w sprawie Adama Bodnara wydał pięcioosobowy skład dobrany z osób wytypowanych do TK głosami posłów Zjednoczonej Prawicy, wbrew art. 38 ust. 1 ustawy o TK, który mówi, że sędziów do składu orzekającego, w tym przewodniczącego składu i sędziego sprawozdawcę, wyznacza się według kolejności alfabetycznej, uwzględniając przy tym rodzaje, liczbę i kolejność wpływu spraw do Trybunału.
•Łamiąc tę samą ustawę mgr Przyłębska bezprawnie manipulowała składem sędziowskim – Rafała Wojciechowskiego zastąpiła Bartłomiejem Sochańskim.
•W wydaniu orzeczenia brał udział Justyn Piskorski, jeden z tzw. dublerów wybranych przez PiS na zajęte miejsca sędziów TK, co potwierdził TK sprzed ery Przyłębskiej, stwierdzając w wyroku: „Justyn Piskorski jest nieuprawniony do orzekania w TK. Udział osoby nieuprawnionej w składzie Trybunału przesądza o nieważności postępowania”.
•Sprawę sądziły dwie osoby, które wcześniej nie ukrywały swojego krytycznego, a wręcz wrogiego stosunku do rzecznika i podlegały wymogowi wyłączenia ze składu orzekającego z uwagi na poważne wątpliwości co do ich bezstronności. Formalny wniosek w tej sprawie został oddalony.
•„Wyrok” TK bezprawnie odebrał Senatowi gwarancję udziału w wyborze następcy Adama Bodnara.
•TK nakazał większości sejmowej zmianę ustawy o RPO, sugerując możliwość zastąpienia prawidłowo wybieranego rzecznika partyjnym „komisarzem”.

Decyzja TK obraziła nie tylko prawo, ale także logikę i zwyczajny zdrowy rozsądek. Szczególne wrażenie zrobiła pokrętna logika króla legislacyjnych krętaczy i autora projektu tego wyroku. Magister Piotrowicz zarzucił mianowicie doktorowi habilitowanemu Bodnarowi, że pełniąc funkcję RPO pozwala sobie występować przeciw własnemu rządowi! Czyli zdaniem twórcy teorii legalnego ciumkania dzieci przez księży, w sporach obywateli z władzą rzecznik powinien jednak stać po stronie rządzących. Pan Piotrowicz uświadomił nam również, że chociaż prawo nie przewiduje statusu p.o., to po zakończeniu kadencji rzecznik staje się „pełniącym obowiązki”. – Zaskarżony przepis wprowadza nieznaną konstytucji instytucję p.o. RPO – przekonywał, ale równocześnie nie miał nic przeciwko temu, by Sejm wybrał swojego komisarza w miejsce rzecznika, jeśli Senat nie zgodzi się na kandydata PiS. Taki p.o. RPO, wybrany przez formacje pana sędziego, będzie już legalny jak najbardziej. Inny przykład obrazy rozumu: z Konstytucji wynika wprost, że obywateli ani na chwilę nie można pozbawić ochrony ich praw, ale wspomniany sędzia sprawozdawca uznał, że po zakończeniu kadencji decyzje dotychczasowego ombudsmana nie mają pełnej mocy prawnej i będzie je można podważać. Rzecz jasna chodzi tu o odwrócenie bolesnej dla Kaczyńskiego decyzji Sądu Konkurencji i Konsumentów, który na wniosek Adama Bodnara zawiesił transakcję kupna przez Orlen sieci medialnej Polska Press. Idąc tropem rozumowania pana Piotrowicza motorniczy po zakończeniu swojej zmiany nie może wykonywać żadnych czynności i ma prawo pozostawić tramwaj na środku skrzyżowania. I analogicznie, lekarz przeprowadzający zabieg może go przerwać w połowie, bo jego zmiennik się spóźnił.

Popękana koalicja prawicy miota obelgi i pogróżki. Jarosław Kaczyński, dociśnięty do ściany przez opozycję, władze unijne i własnych rebeliantów, zachowuje się jak rasowy dyktator. Wiadomo, im słabsza władza, im więcej sprzeciwów, tym mniej skrupułów i bardziej bezczelny atak. Nie patyczkuje się też wicemarszałek Terlecki, który dotychczas starał się ubierać swoje chamskie odzywki w cywilizowane garnitury, a dzisiaj niemal dosłownie zagroził sędziom, że albo zaczną orzekać zgodnie z oczekiwaniami władzy, albo niech sobie szukają innego zajęcia. Nawet Marek Ast, zazwyczaj pełen obaw i wątpliwości, zakotwiczył się na stanowisku, że albo Senat zgodzi się na rzecznika PiS, albo będzie się musiał zgodzić na powołanie naszego p.o. RPO.

Wśród buńczucznych okrzyków kandydat na RPO, powołany w Sejmie przez pobudzoną koalicję, dwoi się i troi szukając poparcia „tamtej strony”. Zapewnia solennie, że będzie niezawisły, suwerenny i niepodległy nakazom swej dotychczasowej partii-matki. Przyrzeka, że bronić będzie Polaków ze wszystkich sił przed krzywdą, wykluczeniem i bezprawiem. Tylko kto mu uwierzy? Był już taki jeden, z tego samego środowiska politycznego, który głosił swoją niezależność. Też miał reprezentować wszystkich Polaków, ale szybko mu przeszło. Czy prosty poseł Bartłomiej Wróblewski miałby okazać się bardziej niezłomny od samego Pana Prezydenta Andrzeja Dudy?

Nad zgliszczami zburzonych instytucji demokratycznych unosi się siwy dym, widoczny nie tylko w kraju. Martwi się Polską zarówno Europa, jak i nasz strategiczny partner za oceanem. Cieszy się natomiast Putin – może i niechciany, ale jak najbardziej rzeczywisty strategiczny partner Jarosława Kaczyńskiego – człowieka nazywanego przez jednych mężem opatrznościowym, a przez innych agresorem, który wypowiedział Polakom wojnę. Wcześniej udało mu się zburzyć niemal wszystkie filary demokracji, a teraz rozstrzelał jeszcze urząd rzecznika naszych praw. W okopach pozostaliśmy już tylko my, wolni obywatele. Na odchodnym Adam Bodnar powiedział nam: – Musimy dalej walczyć o nasze prawa i wolności obywatelskie, używając wszelkich form zgodnych z prawem. Tak długo jak mamy wolność słowa, wolność zgromadzeń, wolność zrzeszania się czy prawo dostępu do informacji publicznej…

Są z nami pozostali w zawodzie przyzwoici prokuratorzy, sekowani przez Ziobrę i Święczkowskiego za suwerenne decyzje. Są z nami niezależni sędziowie, ścigani przez funkcjonariuszy nielegalnej Izby Dyscyplinarnej SN. Są też jeszcze dziennikarze wolnych mediów, nękani lawiną pozwów o milionowe odszkodowania za rzekome zniesławianie władzy. Wystarczy nas?

 

koduj24.pl