Eksperci obnażają misterny plan Kaczyńskiego. “Nie da się wywrócić rządu przy pomocy budżetu”

30.12.2023

– Jedynym wyjątkiem byłaby sytuacja, gdyby budżet nie został uchwalony przez Sejm i Senat do 28 stycznia przyszłego roku. Bo wtedy prezydent Andrzej Duda mógłby podjąć decyzję o skróceniu kadencji Sejmu – mówi prof. Tomasz Słomka, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę okołobudżetową i obiecał własny projekt ustawy w tej sprawie. Jak wyjaśnił, nie spodobało mu się to, że w ustawie okołobudżetowej nowy rząd przeznaczył 3 mld zł na odbite PiS-owi media publiczne.

Jak gabinet Donalda Tuska może z tego wybrnąć? Dość prosto: przenieść dotacje dla mediów publicznych z ustawy okołobudżetowej do ustawy budżetowej, której Duda nie może zawetować.

Tyle że na to liczy podobno Jarosław Kaczyński. Ma nadzieję, że będzie to okazja, by spróbować odsunąć od władzy rząd Tuska. Wprawdzie prezydent nie może budżetu zawetować, ale to nie znaczy, że musi ustawę podpisać. Może ją odesłać do Trybunału Konstytucyjnego.

– Prezydent nie ma prawa weta wobec ustawy budżetowej, ale może podjąć kroki w celu oceny jej zgodności z Konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny. Trybunał po otrzymaniu wniosku od prezydenta ma obowiązek wydać wyrok w ciągu dwóch miesięcy. W sprawach dotyczących ustawy budżetowej Trybunał Konstytucyjny powinien traktować je – co oczywiste – priorytetowo. Chociaż brak jest konsekwencji prawnych za niestosowanie się do tego terminu, uchybienie temu powinno być interpretowane jako naruszenie Konstytucji przez Trybunał. Niemniej jednak nikt nigdy nie zakładał, że Trybunał Konstytucyjny będzie kiedykolwiek orzekał na zamówienie polityczne i z pominięciem dobra kraju – tłumaczy Kinga Dagmara Siadlak, prawniczka, prezeska zarządu Stowarzyszenia Adwokackiego “Defensor Iuris”, współorganizatorka akcji edukacyjnej Tour de Konstytucja.

Politycy PiS są przekonani, że jeśli budżet trafi do Trybunału Konstytucyjnego, Julia Przyłębska uzna go za niekonstytucyjny. Nie wiadomo, co się wtedy stanie, bo nie było jeszcze takiej sytuacji.

– Przede wszystkim prezydent musiałby zaskarżyć konkretne przepisy ustawy budżetowej. Wątpię, by zaskarżył całą ustawę budżetową, raczej jakąś jej część – mówi konstytucjonalista dr Kamil Stępniak.

Sprawdził orzecznictwo na ten temat i okazało się, że jest dosyć ugruntowane. – Trybunał Konstytucyjny, jeszcze zanim został przejęty przez PiS, uważał, że oczywiście ustawa budżetowa podlega jego kontroli w każdym zakresie. Natomiast w związku z tym, że ustawa budżetowa odzwierciedla gospodarczo-finansową koncepcję państwa, Rada Ministrów odpowiada za nią przede wszystkim przed wyborcami. Trybunał uznał więc, że o ile może badać ustawę budżetową, to w bardzo ograniczonym zakresie. Nie powinien na przykład ingerować w to, ile środków i na co jest przeznaczone w budżecie. Kontrola powinna mieć miejsce wtedy, kiedy są pewne konstytucyjne zadania państwa, a Rada Ministrów w budżecie ich nie finansuje, dochodzi do drastycznych zaniedbać w budżecie albo są naruszone jakieś wartości konstytucyjne. Trybunał powiedział też, że nie jest powołany do dokonywania ocen o charakterze politycznym, to jest poza jego kompetencją. To powinien rozstrzygać parlament, więc on może tylko w wyjątkowych sytuacjach może orzekać o niekonstytucyjności – mówi konstytucjonalista.

Zdaje sobie jednak sprawę, że dotychczasowe orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego dla nowego Trybunału ma znaczenie marginalne. – Spodziewam się jakiejś kreatywnej wykładni i tego, że sędziowie stwierdzą, że nagle mogą to kwestionować. Obawiam się, że Trybunał Konstytucyjny zostanie wykorzystany politycznie. Dotychczasowe orzecznictwo zostanie, tak jak już wielokrotnie było, pominięte. Ale nawet jeżeli orzekną o niekonstytucyjności przepisów, które im się nie będą podobały, to oczywiście rząd ma środki, żeby nowelizować taką ustawę budżetową. I to będzie podlegało kolejnej kontroli – tłumaczy dr Kamil Stępniak.

Gdyby był na miejscu rządzących, to pospieszyłby się z ustaleniem statusu Trybunału Konstytucyjnego. – Tak, żeby wyeliminować sędziów dublerów, wykonać wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Bo teraz sądy międzynarodowe mówią nam, że to obecnie nie jest sąd. Więc myślę, że do czasu, kiedy ta ustawa budżetowo zostanie przedstawiona prezydentowi, powinniśmy poznać odpowiedź na kluczowe pytanie: jaki jest status Trybunału Konstytucyjnego i w jaki sposób nowe władze planują rozwiązać sączący się kryzys Konstytucyjny. Bo to może zmienić zasady gry potem już w samym Trybunale – tłumaczy konstytucjonalista.

Wyrok w sprawie ustawy budżetowej musi być wydany w tzw. pełnym składzie, jedenastu sędziów Trybunału. A wyrok Trybunału z udziałem choćby jednego z trzech tzw. sędziów dublerów może być przez rząd Tuska kwestionowany.

Prof. Tomasz Słomka, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że nie da się wywrócić rządu za pomocą budżetu.

– Jedynym wyjątkiem byłaby sytuacja, gdyby budżet nie został uchwalony przez Sejm i Senat do 28 stycznia przyszłego roku. Bo wtedy prezydent mógłby podjąć decyzję o skróceniu kadencji Sejmu. Ale sądzę, że nowa koalicja rządowa stanie na głowie, by dopiąć budżet, urzędnicy pracują w piątek i świątek, żeby nie przekroczyć tego terminu. Myślę, że niebezpieczeństwa nie ma. A politycy PiS pakują się w kolejne scenariusze, które ich ośmieszają. Może to jest misterny plan Jarosława Kaczyńskiego, ale on jest doktorem prawa z lat 70. i naprawdę niewiele kojarzy z nowych rozwiązań prawnych. Ten plan jest nie do zrobienia – uspokaja prof. Słomka.

Przypomina, że od złożenia projektu budżetu do zakończenia prac nad nim przez Sejm i Senat nie może minąć więcej niż cztery miesiące. A więc czas, jaki ma Trybunał Konstytucyjny, w ogóle nie wlicza się do liczenia tego momentu skrócenia kadencji Sejmu.

– Druga rzecz jest taka, że gdyby Trybunał Konstytucyjny zakwestionował ustawę budżetową, co jest o tyle problematyczne, że w jego składzie właściwie nie ma już prawidłowo wybranych sędziów, to wtedy będziemy funkcjonować na podstawie projektu złożonego przez Radę Ministrów. A gdyby to miało się przedłużyć, to można uchwalić prowizorium budżetowe na przykład na kilkanaście tygodni. A potem pracować nad docelowym budżetem – tłumaczy prof. Słomka.

– W myśl art. 224 Konstytucji RP, kluczową kwestią jest zapewnienie ciągłości finansów państwa poprzez przestrzeganie zasad ustawy budżetowej. Konstytucja nakłada obowiązek uchwalenia ustawy budżetowej w terminie umożliwiającym jej wejście w życie z początkiem roku budżetowego, co ma na celu uniknięcie przerw w obowiązywaniu kolejnych ustaw budżetowych. Artykuł 224 wprowadza specyficzne ograniczenia dotyczące roli prezydenta w procesie legislacyjnym ustawy budżetowej. Zmniejsza on czas na rozpatrywanie ustawy przez prezydenta, eliminuje możliwość złożenia weta oraz określa terminy dla prewencyjnej kontroli konstytucyjności przez Trybunał Konstytucyjny. I przepisy odnoszą się również do ustawy o prowizorium budżetowym. Prezydent jest zobowiązany do podpisania ustawy budżetowej w ciągu siedmiu dni, licząc od dnia następującego po dniu, w którym przedstawił mu ją Marszałek Sejmu, a następnie musi zarządzić jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej. Opóźnienie w tych działaniach może być uznane za delikt konstytucyjny, co może pociągnąć za sobą odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu – tłumaczy Kinga Dagmara Siadlak.

Przypomina, że zgłoszenie weta do ustawy okołobudżetowej było oficjalnie spowodowane kwestią zapisów dotyczących pieniędzy na media publiczne.

– Zapisy te nie znalazły się w samym budżecie, a więc brak jest powodu, dla którego należałoby skierować ustawę budżetową do kontroli konstytucyjnej przed jej podpisaniem. Mając jednak na względzie fakt, iż prezydent zdaje się często działać bez uzasadnionych podstaw, należy się spodziewać, że skorzysta z tego trybu kontroli pod jakimkolwiek innym pretekstem. Niemniej jednak ewentualne uznanie niezgodności zapisów budżetu z Konstytucją nie daje – zgodnie z jej przepisami – podstawy do zarządzenia skrócenia kadencji Sejmu. Zgodnie z art. 225 Konstytucji: “Jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona Prezydentowi Rzeczypospolitej do podpisu, Prezydent Rzeczypospolitej może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu” – mówi prawniczka.

Uważa, że przepis ten należy interpretować ściśle, a skoro mowa w nim o przedstawieniu prezydentowi ustawy do podpisu, to nie można tego uprawnienia rozciągać na sytuację, w której pomimo przedstawienia budżetu do podpisu nie zostanie ona podpisana.

– Skorzystanie przez prezydenta ze ścieżki kontroli konstytucyjnej jest możliwe dopiero po przedstawieniu mu ustawy do podpisu, a więc ta przesłanka dla skrócenia kadencji Sejmu odpada. Oczywiste jest, że w przypadku niezgodności ustawy z Konstytucją prezydent podpisać jej nie może, niemniej jednak brak jest w Konstytucji terminu wykonania takiego wyroku ani na uchwalenie budżetu zgodnego z Konstytucją – wyjaśnia Kinga Dagmara Siadlak.

Poprzedni rząd przyjął projekt ustawy budżetowej na 2024 r. 28 września, a dzień później projekt został wniesiony do Sejmu. – W związku z zasadą dyskontynuacji prac parlamentu, czyli że ustawa budżetowa przedstawiona przez premiera Morawieckiego z PiS została w pewnym sensie wykreślona, te cztery miesiące powinni liczyć się od czasu, kiedy nowa Rada Ministrów wniosła własny projekt ustawy budżetowej. To było 19 grudnia. Przepisy mówią, że jeżeli ustawa budżetowa nie weszła w życie w dniu rozpoczęcia roku budżetowego, to Rada Ministrów prowadzi gospodarkę finansową na podstawie przedłożonego projektu ustawy. I będziemy mieli taką sytuację za chwilę, bo rok budżetowy się zacznie, a projekt ustawy nie został uchwalony – tłumaczy dr Kamil Stępniak.

Ma w związku z tym kontrowersyjną tezę: rząd wcale nie powinien się spieszyć z uchwaleniem budżetu. – Ponieważ ma na to cztery miesiące, a to oznacza, że termin upływa 19 kwietnia przyszłego roku. Do tego czasu rząd może realizować budżet na podstawie projektu ustawy. A on jako projekt nie podlega kontroli konstytucyjności. Więc nawet gdyby prezydent zaskarżył go w kwietniu, Trybunałowi Konstytucyjnemu zajęłoby co najmniej miesiąc, żeby cokolwiek w tej sprawie stwierdzić. Nie będzie już zasadne stwierdzenie niekonstytucyjności takiej ustawy. A jeżeli będzie, to w ograniczonym zakresie, bo będzie chodziło o pół roku. I ewentualnie wtedy trzeba będzie nowelizować budżet – mówi konstytucjonalista.

Podsumowanie roku ze “Stanem Wyjątkowym”. Część druga: Jarosław Kaczyński na deskach. Czy prezes PiS może jeszcze odzyskać władzę?

30.12.2023

części pierwszej twórcy najpopularniejszego słuchowiska politycznego w Polsce zajrzeli za kulisy nowej władzy. Teraz czas na nową, straumatyzowaną opozycję. Widać wyraźnie, że Jarosław Kaczyński jest w kompletnym szoku po utracie władzy — wierzył, że będzie rządził wiecznie.

Teraz boleśnie — bo na własnej skórze — przekonuje się o trafności przepowiedni twórców “Stanu Wyjątkowego”. Oto Donald Tusk stosuje wobec PiS te wszystkie brutalne metody, które Kaczyński wniósł do polskiej polityki po zdobyciu władzy: masowe dymisje, skracanie kadencji, unieważnianie dokonanych wcześniej wyborów na stanowiska, a do tego zawiadomienia do prokuratury i komisje śledcze. Twarde rozliczenia PiS metodami PiS ruszają pełną parą.

Kaczyński nadaje nową jakość określeniu “opozycja totalna”

Na dzień dobry Kaczyński został pozbawiony swego najbardziej obok władzy uzależniającego narkotyku — czyli wpływu na media państwowe. Brutalność wojny o TVP, Polskie Radio i Polską Agencję Prasową — której towarzyszyły przepychanki i rękoczyny — pokazuje, że Kaczyński nadaje zupełnie nową jakość określeniu “opozycja totalna”.

Prezes PiS walczył o zachowanie wpływu na media państwowe, bo bez ich propagandy może wpaść w jeszcze większe kłopoty. W PiS słychać przepowiednię, że bez silnego wsparcia medialnego — głównie ze strony TVP — notowania partii polecą w dół, osłabiając pozycję wewnętrzną 74-letniego, coraz słabszego fizycznie Kaczyńskiego.

Czy prezes PiS może jeszcze wrócić do władzy? Kaczyński próbuje utwierdzać swych ludzi w ślepej wierze, że tak. Dlatego ucieka do przodu. Nie tylko mobilizuje partię i elektorat, twardo walcząc o każdy skrawek władzy z nową ekipą Tuska. Odgrywa też — jak zwykle, gdy jest w opozycji — spektakl jednoczenia prawicy. Wchłonął partyjkę Republikanie Adama Bielana, a następna w kolejce jest Suwerenna Polska osierocona przez Zbigniewa Ziobrę, który zniknął z powodów zdrowotnych. W styczniu prezes chce zorganizować “konferencję wszystkich sił patriotycznych”, czyli kolejny w swym niemal 40-letnim politycznym życiu zjazd zjednoczeniowy prawicy. To będzie szopka, jako że na prawicy liczy się tylko PiS.

Ryzykowny “Protest Wolnych Polaków”. Prezes musi pokazać, że wciąż jest silny

Kaczyński zapowiedział też na 11 stycznia “Protest Wolnych Polaków”, czyli wielką demonstrację przeciwko rządom Tuska — to ewidentna próba pokazania, że ma tak duże wsparcie, jak szef PO, który w kampanii zorganizował dwa gigantyczne marsze w stolicy. To ryzykowny pomysł dlatego, że PiS dotąd nie potrafiło zorganizować tak dużych manifestacji — na prawicy największe możliwości mobilizacji mają narodowcy oraz ojciec Tadeusz Rydzyk.

Aktywność Kaczyńskiego w najbliższych tygodniach jest całkowicie logiczna. Prezes musi pokazać, że kontroluje sytuację, że wciąż jest silny i ma polityczny zmysł. Kaczyński zdaje sobie sprawę, że dla jego politycznego losu kluczowy będzie 2024 r., a zwłaszcza jego pierwsza połowa, gdy odbędą się podwójne wybory — samorządowe i europejskie. Autorzy “Stanu Wyjątkowego” przewidują, że PiS nie ma szans wyjść obronną ręką z wyborów samorządowych — Kaczyński dostanie od nowej władzy łupnia na poziomie sejmików województw, o dużych miastach nie wspominając. Jego jedyną szansą na pokonanie władzy są wybory europejskie, w których wystartują czołowi politycy PiS. Nawet jeśli eurowybory nie mają większego politycznego znaczenia, to Kaczyński potrzebuje jakiegokolwiek dowodu, że jest w stanie nawiązać walkę z Tuskiem. Inaczej PiS może popękać jeszcze przed wyborami prezydenckimi w 2025 r. — i politycznie pogrzebać Kaczyńskiego, odbierając mu szanse na powrót do władzy.

Świąteczno-noworoczne odcinki “Stanu Wyjątkowego”

Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka zapraszają na obie części swego podsumowania politycznego roku. Wyjątkowe świąteczno-noworoczne odcinki “Stanu Wyjątkowego” dostępne są dla abonentów Onet Premium (wersja wideo) i aplikacji Onet Audio (wersja audio). Zapraszamy do słuchania i oglądania.

Pierwszą część słuchowiska opublikowaliśmy 23 grudnia. Polecamy!

onet

 

Podsumowanie roku ze “Stanem Wyjątkowym”. Część pierwsza: Tusk robi rewolucję, czyli za kulisami nowej władzy [PODCAST]

Ależ to był czas! Rok przełomu, w którym sytuacja polityczna zmieniała się jak w kalejdoskopie. To rok reinkarnacji Donalda Tuska, który po 9 latach triumfalnie wraca do władzy. To roku upadku Jarosława Kaczyńskiego, który wciąż jest w ciężkim szoku i nie potrafi pogodzić się z tym, że już nie rządzi. To rok narodzin Koalicji 15 października — czy też, jak kto woli, koalicji 13 grudnia — czyli zjednoczonej opozycji, która oderwała PiS od władzy w wyborach, które miały kosmiczną frekwencję. To rok, w którym powstała i upadła, by znowu powstać Trzecia Droga. Rok, w którym wzniosła się i upadła Konfederacja, w finale przyduszona gaśnicą proszkową. To rok, w którym rozwiązana została podkomisja smoleńska. Rok, w którym Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik z dnia na dzień przestali być posłami i lada chwila mogą trafić za kraty. A w dodatku to rok, w którym Jarosław Kaczyński został pozbawiony swego najbardziej obok władzy uzależniającego narkotyku — czyli wpływu na TVP. Ten nagły, nieplanowany detox przechodzi prezes bardzo ciężko.

Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka zapraszają na pierwszą część swego podsumowania politycznego roku, w której zaglądają za kulisy nowej, krystalizującej się władzy. W części drugiej — dostępnej od 30 grudnia — egzegeza nowej, wciąż rozbitej opozycji, ze szczególnym uwzględnieniem przyszłych losów Jarosława Kaczyńskiego, który w wieku 74 wiosen próbuje utwierdzać swych ludzi w ślepej wierze, że uda mu się jeszcze kiedyś pobić Tuska, by wreszcie wsadzić go do więzienia.

onet