Cham chamem, na wieki wieków… amen

Cham chamem, na wieki wieków, amen

 

Dwa ostatnie wydarzenia zdumiały i zbulwersowały nawet ludzi przekonanych, że nic co pisowskie nie jest w stanie ich zaskoczyć. Oto Piotr Duda, przewodniczący zblatowanej z PiS „Solidarności”, zażądał usunięcia słowa „Solidarność” z odsłoniętego właśnie pomnika, który ma formę właśnie słowa „Solidarność”. Natomiast Ryszard Terlecki wicemarszałek tego Sejmu, który przed miesiącem uchwalił zdecydowany „sprzeciw wobec brutalnej kampanii represji rozpętanej przez władze białoruskie przeciw obywatelom Białorusi”, zaproponował liderce tamtejszej opozycji, żeby już nie oczekiwała wsparcia od polskich władz, tylko sobie „poszukała pomocy w Moskwie”. Te dwa z pozoru tak różne wydarzenia łączy coś więcej niż tylko bezmyślna głupota.

Szef „Solidarności” zapowiedział donieść do prokuratury, że najbardziej znani działacze związkowi z czasów, gdy „S” była jeszcze niezależna i samorządna, zawłaszczyli symbol, który dziś jest własnością Dudy i Kaczyńskiego, oraz że opozycja nielegalnie uczciła 32. rocznicę wolnych wyborów – wielkiego zwycięstwa 10-milionowego ruchu, w związku z czym odsłonięty właśnie pomnik należy zburzyć.

Wicemarszałek Terlecki natomiast postanowić zburzyć życzliwe relacje między państwem polskim a zdecydowaną większością narodu białoruskiego, a to dlatego, że opozycja polska zawłaszczyła sobie nienależne prawo do kontaktów z opozycją zagraniczną. Przedstawicielka prześladowanych Białorusinów najbezczelniej wzięła udział w obchodach rocznicy polskich wolnych wyborów, uczestniczyła w odsłonięciu pomnika „Solidarności” oraz spotkała się nie tylko z prezydentem RP, ale również z prezydentem Warszawy. A na dokładkę pozwoliła się zaprosić na imprezę młodzieżową Campus Polska Przyszłości organizowaną – o zgrozo! – przez Rafała Trzaskowskiego, a to oznacza, że zamierza „reklamować antydemokratyczną opozycję w Polsce”, czyli w gruncie rzeczy „bierze udział w werbunku antyrządowych kadr”. Terlecki wyjaśnił też, że odmowa poparcia zwyciężczyni białoruskich wyborów prezydenckich przez polskie władze usprawiedliwiona jest również tym, że Cichanouska „traci sympatię większości Polaków”. Sam oczywiście nie stracił sympatii Polaków spotykając się z przewodniczącą izby wyższej białoruskiego parlamentu Maryjanną Szczotkiną, autoryzując tym samym bezprawny organ nie pochodzący z uczciwych wyborów.

Oprócz podobieństw jest też różnica między „występami” Piotra Dudy i Ryszarda Terleckiego. Wystąpienie tego pierwszego nie odbiło się szerszym echem. Ot, człowiek coś tam palnął, powiedział, co wiedział, ale „on już tak ma”. Natomiast kompromitujący wygłup Terleckiego obiegł całą Europę. I nie wiadomo, co bardziej niedorzeczne: teza wicemarszałka, że Cichanouska, uznawana przez cywilizowany świat za prezydenta Białorusi, nie ma prawa spotkać się z nikim, kogo nie lubi polska władza, czy też dziwaczne usprawiedliwienia wybryku polskiego polityka najwyższej rangi, liczne w lokajskich mediach. Pełną odpowiedzialność za ten incydent ponosi tam opozycja, pozwalająca sobie zapraszać osoby, z którymi kontaktować się może tylko władza, natomiast reakcja wicemarszałka, „znanego przecież z bezkompromisowych ocen i opinii”, była usprawiedliwiona, a ponadto tylko „jednorazowa i emocjonalna”.

Na pewno jednorazowa?

Gdy w 2018 roku na Litwie trwała agresywna lituanizacja oświaty i kultury, polska mniejszość sprzeciwiała się ograniczeniu jej praw do kształcenia w języku polskim, licząc na wsparcie polskiego rządu. Doczekała się reakcji wicemarszałka polskiego Sejmu, który w wywiadzie dla litewskiego portalu delfi.lt oświadczył, że organizacje polskich mniejszości narodowych w innych krajach muszą brać pod uwagę interesy państwa polskiego, a państwo „nie może być zakładnikiem swojej mniejszości”. Tym samym ogłosił, że rząd PiS gotowy jest poświęcić interesy Polaków na Litwie w zamian za niejasne korzyści współpracy z tamtejszym prawicowym rządem…

Tyle w sprawie „jednorazowego i incydentalnego” wyskoku wicemarszałka. Równie prawdziwa jest opinia, że skandaliczne bonmoty Terleckiego są tylko emocjonalną odpowiedzią na jakieś wredne prowokacje. Brak miejsca, by zacytować wszystkie jego złośliwe kpiny z przeciwników, z obcych, z ludzi LGBT+, a także z parlamentarzystów, szyderstwa wygłaszane na chłodno, często z wyzywającym uśmiechem. Z fotela marszałka Sejmu słyszeliśmy już wiele docinków, złośliwości i zwykłych chamskich odzywek w rodzaju „siadaj, pajacu”, “co pan za brednie opowiada”, “kto pana tu wysłał?” itp. Posłance Klaudii Jachirze, która z trybuny wygłosiła swoje uwagi do Funduszu Odbudowy, Terlecki odpowiedział: „Czasem można po prostu poziom głupoty przekroczyć” …

Długa jest lista ludzi, których profesor nauk humanistycznych obrzucił inwektywami. Próbował rozdeptać nawet wielkiego aktora Janusza Gajosa, bolejącego z powodu dzielenia Polaków przez Kaczyńskiego, pisząc: „Mali, śmieszni ludzie. Wydaje się im, że występują na Narodowej Scenie, a to tylko teatrzyk marionetek„… Terlecki jest też autorem wielu prowokacyjnych i bezczelnie kłamliwych opinii. Bez mrugnięcia okiem wmontował film „Kler”, (którego nie widział, bo… nie miał czasu) w „falę ataków na katolików i Kościół”. Na ostatniej prostej kampanii do wyborów parlamentarnych 2019 roku wkurzył Polaków twierdząc, że „publiczna służba zdrowia w Polsce uchodzi za jedną z najlepszych w Europie„. Cynicznie szczuł na przyzwoitych ludzi z wymiaru sprawiedliwości twierdząc, że państwo zbyt pobłażliwie podchodzi do działalności politycznej sędziów. Głosił również tezę, że państwo powinno siłą zagonić lekarzy do pracy przy pacjentach z koronawirusem. Itd., itp.

Jak takiego nazwać?

Bo przecież Terlecki, mimo pewnych niezdrowych symptomów, nie jest ani durniem (w odróżnieniu…), ani niespełna rozumu. Trudno go zaszufladkować nawet sięgając do historycznych wzorców z początków wolnej Polski. Nie pasuje do nawiedzonych polityków z formacji narodowo-katolickich, których powszechnie nazywano oszołomami. Nie można go też skojarzyć z agresywnie wzmożonymi przedstawicielami młodych gniewnych, zwanymi „pampersami”, którzy obsiedli publiczną telewizję. Terlecki nie pasuje do żadnej grupy ówczesnych wzmożonych patriotów, a to z prostego powodu: trudno mu zarzucić jakąś ideowość. Raz mówi to, raz tamto, raz tak, raz inaczej. Nie jest też koniunkturalistą, bo często sam sobie szkodzi, sprzedając własną partię i kolegów dla dobrego bon-motu. Ale też nie jest jajcarzem na etacie pisowskiego błazna, bo znacznie częściej irytuje i jątrzy niż rozśmiesza.

Kim więc jest ten gorliwy katolik – rozwodnik, który dla drugiej żony zostawił troje dzieci i który jawnie kpi z ewangelicznej reguły miłości bliźniego? Kim jest ów były naczelnik w krakowskim IPN, zaprzysięgły wróg esbeków, który bez żenady ujawnił mroczną przeszłość własnego ojca, tajnego współpracownika SB? Kim jest profesor światłych nauk humanistycznych, który nic nie chce wiedzieć o tolerancji, którego pasją życiową jest szczucie i podjudzanie, a przyjemnością zdaje się być obrażanie ludzi myślących samodzielnie?

Opinia mojej babci, która o ludziach pokroju Terleckiego mawiała: cham chamem, na wieki wieków, amen – wydaje się w tym przypadku niezasłużenie dobrotliwa.

 

koduj24.pl