Potężne turbulencje na starcie rządów Donalda Tuska. Kto wygrywa walkę o budżet i media

Dla rządu Donalda Tuska te święta miały być spokojne ze wstępnie zaakceptowanym budżetem i bez hejtu lejącego się z “Wiadomości” w TVP1. Tymczasem, zamiast świętować sukces przy świątecznym stole, posłowie KO, PSL, Polski2050 i Lewicy muszą walczyć z posłami PiS i ich polityczną kontrofensywą. Czy problemy z wetem prezydenta i politykami PiS okupującymi siedzibę TVP ośmieszą pierwsze dni rządów Tuska? — Prawica prędzej czy później przegra tę sprawę, nie wygrywając w opinii publicznej, poza wąskim kręgiem zwolenników PiS, niemal nic — mówi Onetowi prof. Rafał Chwedoruk.

  • Wojna wokół mediów publicznych ponownie rozgrzała polską scenę polityczną
  • Eksperci twierdzą, że Andrzej Duda został wciągnięty do gry, w której nie chciał brać udziału. — Dalsza rola prezydenta w obronie TVP w mojej ocenie będzie… żadna — stwierdza prof. Agnieszka Kasińska-Metryka.
  • Czy to pierwszy poważny kryzys rządów Tuska? — Nie dostrzegam tu znamion kryzysu. To są po prostu koszty przywracania filarów demokratycznego państwa prawa — dodaje politolożka

Donald Tusk w czasie kampanii rozbudził wyobrażenia wszystkich, którzy byli zmęczeni rządami Zjednoczonej Prawicy. Obiecał szybkie załatwienie pieniędzy z KPO, naprawę stosunków z Unią Europejską i całkowitą rewolucję w mediach publicznych. Część z tych ambitnych planów udało się zrealizować, ale Tusk doświadczył tego, że zdesperowane PiS posunie się tak daleko, jak to będzie możliwe.

Wojna o media. Dlaczego PiS rzuci tu wszystkie swoje siły

Przez ostatnie osiem lat Telewizja Polska stała się najwierniejszym bastionem PiS. Każda decyzja i działanie partii i prezesa Kaczyńskiego były usprawiedliwiane i tłumaczone milionom Polaków za pośrednictwem “Wiadomości”. Nic więc dziwnego, że Donald Tusk potrzebował za wszelką cenę szybkiego uciszenia tych, którzy przez ostatnie lata w bezpardonowy sposób atakowali szczególnie jego.

Proces odwołania starych władz TVP odbył się dzięki wykorzystaniu luki legislacyjnej i Kodeksu spółek handlowych, dzięki czemu minister Bartłomiej Sienkiewicz powołał nową radę nadzorczą TVP, która powołała nowy zarząd. Tu pojawia się jednak problem, bo PiS postanowił za wszelką cenę bronić swoich największych sprzymierzeńców. Powołują się oni na fakt, że jedynie utworzona w 2015 r. Rada Mediów Narodowych (kontrolowana przez polityków Zjednoczonej Prawicy) może wybierać zarząd Telewizji Polskiej i jej prezesa. Tym samym współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego twierdzą, że decyzja ministra Sienkiewicza jest nieważna.

 Minister Sienkiewicz już wykonał swój ruch, a to, że zamieszanie jest coraz większe, odsłania tylko skalę partyjnego uwikłania TVP — zapewnia prof. Agnieszka Kasińska-Metryka z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. — Sytuacja wokół mediów publicznych jest dziś mocno zagmatwana — przyznaje z kolei prof. Rafał Chwedoruk politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. — Można porównać ją do sytuacji istnienia rządów na uchodźstwie. Rząd działa, choć w danym państwie istnieje inny, realnie sprawujący władzę — dodaje.

Jak tłumaczy, sytuacja, gdy mamy w Polsce dwa zarządy TVP i dwie osoby na stanowisku prezesa Telewizji Publicznej jest skomplikowana pod względem prawnym.

— “Grzech pierworodny” został popełniony przed laty, gdy rząd PiS, zamiast zmienić władze TVP poprzez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji na mocy ustawy powołał do życia Radę Mediów Narodowych, której konstytucyjność budziła i dalej budzi daleko idące wątpliwości. Prawica, decydując się na takie działania, musiała zdawać sobie sprawę, że ostatecznie problem zostanie rozwiązany przez tego, kto będzie zdobywał większość w Sejmie po kolejnych wyborach i będzie dysponować instrumentami władzy wykonawczej.

Z kolei prof. Kasińska-Metryka twierdzi, że eskalacja konfliktu, którą proponuje PiS “nie zaczaruje rzeczywistości” i nie zatrzyma procesu zmian. — W kategoriach politologicznych są to tzw. decyzje symboliczne, czyli wykonywane na użytek przychylności elektoratu, chociaż od początku wiadomo jest, że nie przyniosą realnych skutków.

Tusk zaskoczony? “To nie jest pospolite ruszenie”

— Wiedziałem, że PiS-owcy będą za wszelką cenę bronić mediów. Ale zaskoczyli mnie tym, jak bardzo są zdesperowani. To dowód na to, że ich programy socjalne nie pomogły, a całość swojego przekazu oparli na propagandzie z TVP – mówi nam jeden ze znanych polityków Koalicji Obywatelskiej.

Zdaniem prof. Kasińskiej-Metryki rząd Donalda Tuska doskonale przewidział obronę mediów publicznych przez PiS, a zaskoczeniem mogła być jedynie skala i zaciekłość. Ekspertka zwraca uwagę jednak na jeden kluczowy szczegół. Choć PiS chce forsować narrację, że ludzie są oburzeni działaniami wokół TVP, to tak naprawdę obrona mediów “angażuje przede wszystkim działaczy PiS i część środowisk dziennikarskich, a nie jest to pospolite ruszenie”.

—Zwłaszcza czas przed świętami nie sprzyjał takiej aktywizacji wyborców PiS-u, którzy, nawet jeśli są niezadowoleni, to wyrażają to przyciskiem na pilocie telewizora, a nie pikietami.

Z kolei Rafał Chwedoruk mówi jednoznacznie. — Rząd Donalda Tuska nie musi niemal nic nowego robić w całej sprawie. Skoro pieniądze na TVP były wpisane w ustawę “okołobudżetową” i prezydent mógł ją zawetować to przecież Tusk i Rada Ministrów może teraz te środki wpisać po prostu do budżetu i powiedzieć prezydentowi “sprawdzam”.

— Gdyby i wówczas prezydent postawił “weto” i mielibyśmy w Polsce przyspieszone wybory, to dla PiS w obecnej kondycji zakończyłyby się katastrofą. Trudno na serio zakładać, że prezes Kaczyński i prezydent Duda zaryzykują wyborami parlamentarnymi w tak krótkim czasie – prorokuje prof. UW.

Andrzej Duda wciągnięty do gry, w której nie chciał brać udziału

Jak mówi ekspertka, rząd Tuska już zasygnalizował w jaki sposób może “obejść” weto w sprawie podwyżek. – Teraz sytuacja jest w mojej ocenie niekorzystna dla prezydenta, bo w szczególnym czasie, czyli przed świętami pozbawił m.in. nauczycieli wizji podwyżki. Do wyborców nie dotrze złożona argumentacja, którą przedstawił pan Mastalerek (szef Gabinetu Prezydenta RP – red.) czy sam prezydent, ale hasło: “nie dał podwyżek”.

— Dalsza rola prezydenta w obronie TVP w mojej ocenie będzie… żadna — stwierdza Kasińska-Metryka. — Można odnieść wrażenie, że ostatnia aktywność głowy państwa była odpowiedzią na uwagę Jarosława Kaczyńskiego o zbyt małym zaangażowaniu prezydenta w obronę mediów. Zamiast takich afektywnych wskazań, należałoby sięgnąć do Konstytucji, przypomnieć sobie i wyborcom kompetencje prezydenta, wyjaśnić, na czym polega funkcja arbitrażu i jakie wyzwania stawia kohabitacja.

Jak mówi prof. Rafał Chwedoruk, prezydent Duda początkowo ociągał się z tym, by zaangażować się w ten konflikt, który wydaje się “z góry dla prawicy przegrany”. — Ostatecznie prezydent zrobił to jednak dlatego, że ośrodek prezydencki uczestniczy faktycznie w walce o wpływy na prawicy.

PiS walczy o budowę swojego mitu, ale ma z tym duży problem

— Czy PiS będzie mógł budować na tym swój nowy mit — że bezprawnie zabrano im media, a oni walczyli do końca? Moim zdaniem to może być jedna ze składowych mitu, ale raczej nie jego fundament. Po pierwsze, są inne media o prawicowej proweniencji, które wypełnią brak “starego TVP”. Po drugie, część widzów może się stopniowo przekonać do nowej formuły, gdzie nie ma straszenia i koloryzowania — mówi prof. Kasińska-Metryka.

Kto wygrywa starcie o budżet i media

Jak wyjaśnia ekspert, można się zastanawiać, po co tak naprawdę partia Kaczyńskiego tak bardzo eskaluje konflikt o TVP. — Prawica prędzej czy później przegra tę sprawę, nie wygrywając w opinii publicznej, poza wąskim kręgiem zwolenników PiS niemal nic. W powyborczych dyskusjach wskazywano m.in. właśnie zradykalizowany przekaz medialny jako jedno ze źródeł porażki prawicy i jej izolacji oraz udanej mobilizacji wyborców przeciw PiS. Trudno by wyborcy wahający się zmieniali swoje postawy w imię obrony odrzucanego przez nich przekazu medialnego.

Zdaniem prof. Chwedoruka, w tej sytuacji w dużo lepszej sytuacji jest dziś minister Bartłomiej Sienkiewicz. On nie musi już nic robić poza tymi zmianami, jakie przeprowadził. — Wyborcy PO i pozostałych partii tworzących nową koalicję rządzącą wymagali od rządu Tuska także i szybkich zmian w TVP. Skoro tak się stało, to poparcie dla nowego rządu z tego powodu nie spadnie, nawet jeśli forma tego przejęcia jest jakaś mniej lub bardziej dyskusyjna. W perspektywie czasu poparcie dla Koalicji może nawet wzrosnąć. Skuteczność jest istotną miarą w polityce, wyborcy lubią polityków “skutecznych” i “sprawczych”.

Kryzys Tuska? “Koszty przywracania filarów”

Na koniec pytamy profesor Agnieszkę Kasińską-Metrykę czy zamieszanie wokół TVP można odbierać jako pierwszy poważny kryzys rządu Donalda Tuska?

— Nie dostrzegam tu znamion kryzysu. To są po prostu koszty przywracania filarów demokratycznego państwa prawa — mówi.

Kaczyński sprawdza lojalność swoich paladynów. “Nie ma miejsca na wątpliwości”

27.12.2023

 

W tym roku politycznego zamieszania nie oszczędzono nam nawet w trakcie przerwy świątecznej. Wszystko za sprawą oporu PiS wobec zmian w TVP, które partia próbuje przedstawić jako bezprawie, zamach na demokrację i wolne media, czy wręcz nowy stan wojenny.

Protesty PiS nie ograniczają się do nielegalnej okupacji siedzib mediów publicznych i przepychanek z próbującymi wykonywać swoje obowiązki dziennikarzami. Towarzyszy im korporacyjno-prawna ofensywa. Najpierw w pierwszy dzień świąt stara, odwołana przez ministra Sienkiewicza rada nadzorcza TVP wyznaczyła na pełniącego obowiązki prezesa spółki zaufanego człowieka Kaczyńskiego, Macieja Łopińskiego. Zastąpił on na tym stanowisku Mateusza Matyszkowicza, który – jak donosiły media – wbrew nadziejom PiS nie zaangażował się w twardą obronę TVP przed Tuskiem i nową ekipą.

Następnie, w drugi dzień świąt, Rada Mediów Narodowych – gdzie PiS obsadził trzech z pięciu członków – wskazała obecnego szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Michała Adamczyka, jako nowego prezesa TVP. Adamczyk, razem ze swoimi zastępcami Marcinem Tulickim i Sameulem Pereirą, nie uznali zmian w spółce, “okopani” w siedzibie TAI na Placu Powstańców Warszawy, bronili jej przed “przejęciem przez ludzi Tuska”.

Kto jest więc właściwie prezesem? PiS będzie twierdzić, że Adamczyk, powołując się na artykuł 27 pkt. 3 Ustawy o radiofonii i telewizji. Ten stanowi, że członków zarządu, w tym prezesa, spółek publicznej radiofonii i telewizji powołuje Rada Mediów Narodowych. Od niedawna w oficjalnej wersji ustawy dostępnej na stronach Sejmu temu punktowi towarzyszy jednak przypis, stwierdzający: “uznany za niezgodny z Konstytucją w zakresie, w jakim wyłącza udział Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w procedurze powoływania i odwoływania członków zarządu spółek publicznej radiofonii i telewizji”.

W tej sytuacji, argumentował rząd, do mediów publicznych stosują się ogólne przepisy dotyczące spółek handlowych, które dają ministrowi kultury – jako reprezentantowi jedynego właściciela, Skarbu Państwa – prawo do wymiany zarządu i rady nadzorczej TVP. PiS twierdzi, że wyrok w ogóle nie odnosił się do RMN, tylko małej ustawy medialnej, przekazującej kompetencje powoływania szefów spółek publicznej radiofonii i telewizji ministerstwu skarbu.

Ostatecznie o tym, czy prezesem TVP jest Adamczyk, czy Tomasz Sygut zadecyduje więc wpis do rejestru sądowego i to, kogo za prezesa faktycznie uznają pracownicy stacji i współpracujące z nią instytucję – np. banki. Wszystko wskazuje, że tą osobą będzie raczej Sygut.

Prezes Kaczyński – bo to najpewniej on podejmuje decyzje w sprawie “bitwy o TVP” – pewnie też wie, że to się tak skończy. Nominacja dla Adamczyka, stan, który może sprawiać wrażenie dwuwładzy w TVP, realizuje jednak cele, jakie Kaczyński stawia sobie od początku kadencji: eskalujący chaos wokół mediów publicznych ma podważać legitymację nowego układu władzy, narażać go na zarzuty o nieudolność i brak sprawczości, wreszcie wytworzyć wrażenie, że proces przejmowania władzy przez nową koalicję dokonuje się w sposób bezprawny.

Inną sprawą jest to, że jeśli PiS chce przekonać opinię publiczną, że w sporze z nową władzą stoi po stronie wolności i niezależności mediów publicznych, to zarówno nominacja dla Łopińskiego, jak i Adamczyka były fatalnym wyborem.

Łopiński nie jest ani dziennikarzem, ani nawet doświadczonym menadżerem sektora mediów, tylko zawodowym politykiem. Pełnił ministerialne funkcje w kancelariach Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy, w ostatnich latach istotne funkcje w spółkach skarbu państwa, ale – jak podawały media – ciągle pozostając zaufanym człowiekiem Nowogrodzkiej. Trudno na poważnie przekonywać, że broni się niezależności mediów, gdy do kierowania telewizją wystawia się w tak oczywisty sposób politycznego kandydata.

Adamczyk, choć nie ma podobnych politycznych uwikłań jak Łopiński, jest jeszcze gorszym wyborem. Łopiński miał tę zaletę, że mało kto w Polsce go kojarzył, Adamczyka znają wszyscy. I to bynajmniej nie ze strony, która czyniłaby z niego dobrego kandydata na szefa mediów publicznych. Abstrahując już od braku menadżerskiego doświadczenia Adamczyka na wysokim szczeblu, nominat RMN kojarzony jest powszechnie jako twarz propagandy TVP, z całym dobrodziejstwem jej inwentarza. To Adamczyk był twarzą “Wiadomości” w czasach, gdy dziennik regularnie angażował się w pisowską propagandę sukcesu, podsycał emocje społeczne “paskami grozy” i fabrykował hejt wobec przeciwników obozu Zjednoczonej Prawicy. To on prowadził debatę Andrzeja Dudy z samym sobą w Końskich – jedno z największych kuriozów w historii telewizyjnych debat politycznych – ustawioną tak, by maksymalnie pomóc urzędującemu prezydentowi w kampanii.

Wreszcie, jak ujawnił Onet, w 2001 r. Adamczyk został postawiony w stan oskarżenia przez prokuraturę o pobicie i kierowanie gróźb pozbawienia życia wobec kobiety, z którą pozostawał w intymnych relacjach. Sąd umorzył warunkowo sprawę, zaznaczając jednocześnie, że sprawstwo i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości.

Fakt, że w sytuacji tak głębokiego kryzysu wokół TVP, gdy w obronie stacji na ulicę wcale nie wychodzą tłumy, gdy nawet wielu wyborców prawicy czuje ulgę, że propaganda z ostatnich ośmiu lat w końcu się skończy, PiS decyduje się postawić na czele TVP kogoś z takimi wizerunkowymi problemami, jak Adamczyk, pokazuje, jak dramatycznie krótka jest medialna ławka partii. PiS nie ma dziś na niej nikogo, kto byłby w stanie przekonać do jej racji w sprawie mediów publicznych bardziej umiarkowany elektorat, kto cieszyłby się szacunkiem widzów i dziennikarskiego środowiska, kto nie byłby postrzegany jako funkcjonariusz propagandowego frontu. Trudno się dziwić, Kaczyński i jego partia robili w ciągu ostatnich lat wszystko by zrazić do siebie takie postaci – nawet o bardzo wyraziście prawicowych poglądach.

Możliwe, że w nominacji dla Adamczyka nie chodzi jednak o przekonanie nieprzekonanych, a o testowanie lojalności swoich. Można przypuszczać, że dla niejednej osoby w PiS Michał Adamczyk jako twarz walki z nowym rządem o media publiczne będzie sporym problemem. Stawiając na kogoś takiego – podobnie jak wcześniej przyjmując Łukasza Mejzę w szeregi partii – Kaczyński sprawdza lojalność swoich żołnierzy i paladynów.

Mówi im: to jest moja decyzja albo jesteście ze mną, albo do widzenia, jesteśmy na wojnie ze zdrajcą Tuskiem, a tu nie ma miejsca na wątpliwości. W ten sposób, jak przynajmniej Kaczyński najwyraźniej wierzy, PiS zwiera szeregi. Posłowie zaangażowani w blokowanie zmian w mediach publicznych w sposób, w jaki dzieje się to w ciągu ostatniego tygodnia, kompromitują się też w oczach wszystkich elektoratów, poza tym PiS – co utrudnia im ewentualne odejście z partii. Postawienie na czele TVP Adamczyka ma pewnie jeszcze wzmocnić ten mechanizm.

Ta taktyka, nawet jeśli na razie ocali partię przed rozłamami, to pewnie będzie kosztować PiS wybory regionalne i europejskie. A wtedy na kolejne testy lojalności jej działacze mogą zacząć reagować zgoła inaczej, niż liczy na to prezes Kaczyński.

newsweek