Wierzchołek góry lodowej. Cztery sprawy, za które można rozliczyć Macierewicza [WYJAŚNIAMY]

02.12.2023

Antoni Macierewicz – sam lub za pośrednictwem zaufanych współpracowników – ma na koncie działania, które łamały prawo. Za co powinien zostać rozliczony?

Aktywność publiczna Antoniego Macierewicza naznaczona jest działaniami, które uderzały w bezpieczeństwo i stabilność państwa. Począwszy od pamiętnej nocy teczek i lustracji w 1992 r., gdy był ministrem spraw wewnętrznych i szefem służb, przez prowadzoną przez niego weryfikację i likwidację WSI po działalność podkomisji smoleńskiej, którą kierował.

Choć przed 2015 r. prokuratura kilkukrotnie próbowała pociągnąć go do odpowiedzialności, nigdy się to nie udało. Macierewicza rozgrzeszali albo związani z nim urzędnicy lub funkcjonariusze, albo brakowało chętnych do złożenia zeznań – jak w przypadku dysponowania tajnymi dokumentami z weryfikacji WSI, które w tajemniczych okolicznościach znalazły się w kancelarii prezydenta, a potem zniknęły. W skrajnym przypadku, gdy ważyła się jego odpowiedzialność za ujawnienie tajemnic państwowych, poświadczenie nieprawdy i przekroczenie uprawnień w związku z publikacją raportu z likwidacji WSI, na przeszkodzie stanął sprzeciw ówczesnego szefa polskiej prokuratury Andrzeja Seremeta, który przed 2015 r. osobiście blokował wnioski prokuratury o uchylenie mu immunitetu.

– Od początku swojej kariery politycznej Macierewicz nie ponosi odpowiedzialności za swoje czyny i słowa. Może by się nauczył, gdyby państwo umiało obciążyć go konsekwencjami. Nigdy tego nie zrobiło, więc nabrał przekonania, że wszystko mu wolno. Stąd za efekty jego warcholstwa musi płacić całe społeczeństwo – mówił “Newsweekowi” Piotr Niemczyk, były szef biura analiz Urzędu Ochrony Państwa, który — z sukcesem, choć po wieloletniej batalii — pozywał Macierewicza o ochronę dóbr osobistych.

Wygrane przez opozycję wybory otwierają szansę – prawdopodobnie już ostatnią biorąc pod uwagę choćby jego wiek – na pociągnięcie do odpowiedzialności szefa MON w latach 2015-2018 i faktycznego nadzorcy wojskowego kontrwywiadu w tamtym okresie.

Oto cztery najważniejsze sprawy z okresu jego rządów, za które może być pociągnięty do odpowiedzialności. Dotyczą one głównie przekroczenia uprawnień i ujawnienia tajemnic.

Powołana wiosną 2016 r. podkomisja MON, która miała udowodnić, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zamach, a nie błędy pilotów i kontrolerów, do tej pory tego nie zrobiła. Przez siedem lat nie przygotowała formalnego raportu końcowego. “Przepaliła” za to ponad 31 mln zł. Mimo wielu prób podejmowanych przez posłów ówczesnej opozycji nigdy nie udało się dowiedzieć, na co konkretnie przeznaczono te pieniądze. Wiadomo za to – co pokazał Piotr Świerczek z TVN24 – że w podkomisji dochodziło do ukrywania dowodów i manipulowania wynikami zamówionych ekspertyz, z których żadna nie potwierdziła teorii o zamachu.

W ciągu lat skład podkomisji zmieniał się wielokrotnie. Do dziś nie wiadomo na przykład, co robił w niej doradca Władimira Putina z lat 2000-2005 Andriej Iłłarionow, którego Macierewicz wprowadził do jej składu.

W maju 2016 r. jako szef MON Antoni Macierewicz w ramach tzw. audytu rządów PO-PSL podsumowywał rządy tej koalicji w wojsku. Wypowiedział wówczas słowa: “Co takiego wam Polska zrobiła, że tak ją zostawiliście bezbronną”. Oklaskiwany przez posłów PiS swoje wystąpienie urozmaicał danymi na temat tego, w jak rzekomo złym stanie znajduje się polska armia. Mówił m.in. że zapasy wojenne kierowanych pocisków rakietowych wynosiły wówczas tylko 17 proc. stanu oraz że nasze urządzenia radiolokacyjne nie są w stanie wykrywać dronów, które wlatują w naszą przestrzeń powietrzną na niskiej wysokości.

Jak się okazało, dane zaczerpnął z poufnego raportu, które przygotowała dla niego Służba Kontrwywiadu Wojskowego. O tym, że były to informacje, które nie powinny ujrzeć światła dziennego przyznało samo Ministerstwo Obrony Narodowej w odpowiedzi na interwencję ówczesnego senatora Krzysztofa Brejzy.

W grudniu 2015 r. na zlecenie i pod kierunkiem Antoniego Macierewicza jego ówczesny asystent Bartłomiej Misiewicz razem z funkcjonariuszami wojskowego kontrwywiadu i żandarmerii wdarł się w środku nocy do warszawskiej siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO. To instytucja międzynarodowa powołana kilka miesięcy wcześniej pod auspicjami Sojuszniczego Dowództwa do spraw Transformacji, która zajmuje się wdrażaniem nowych doktryn NATO. CEK miało się skupić nad rozwojem zdolności kontrwywiadowczych państw NATO w kontekście zagrożenia ze strony Rosji. Jak później wykazane zostało w trakcie toczącego się procesu sądowego, wejście do CEK było bezprawne i motywowane politycznie. Mimo to prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie.

Do dziś nie wiadomo, co było prawdziwym powodem tak gwałtownej akcji, która wywołała międzynarodowe reperkusje i uderzyła w wizerunek Polski. Oficjalnie ludzie Macierewicza, a potem i prokuratura twierdziły, że w CEK przechowywane były dokumenty poufne, nielegalnie wyniesione z SKW przez ówczesnych szefów CEK. Sądy tego nie potwierdziły, za to pojawiły się informacje wskazujące na to, że szukano rzeczywiście dokumentów, ale takich, które mogły skompromitować Macierewicza poprzez jego rosyjskie powiązania.

Jako szef MON Macierewicz zredagował i nakazał swojej rzeczniczce publikację oświadczenia, które – jak dowiodły procesy sądowe – naruszały dobre imię byłych szefów służb, którzy w 2016 r. wzięli udział w debacie na temat ich stanu pod rządami PiS. Określono ich jako tych, którzy tolerowali “środowiska mafijne wyrosłe ze Służby Bezpieczeństwa”, zarzucono “inwigilację niepodległościowych partii politycznych, a nawet przestępczą działalność na rzecz obcych służb” oraz “współpracę ze służbami wrogimi Polsce i NATO”. Pomówieni oficerowie wytoczyli rzeczniczce proces karny o zniesławienie, w którym została w styczniu 2021 r. uznana za winną i skazana na grzywnę. Wytoczyli również procesy cywilne, w których zażądali zadośćuczynienia. Do tej pory sądy wypłaciły 20 tys. zł, nakaz wypłaty kolejnych 30 tys. zł czeka na uprawomocnienie, zaś proces, w którym jeden z byłych funkcjonariuszy domaga się 100 tys. zł. ruszy niebawem. W toku postępowania wyszło na jaw, że za wszystkim stał Macierewicz, ale odszkodowania wypłaca MON.

Istnieje jednak możliwość odzyskania tych pieniędzy. Umożliwia to artykuł 441 paragraf 3 Kodeksu cywilnego, który mówi, że ktoś, kto naprawił szkodę, za którą jest odpowiedzialny mimo braku winy, może wystąpić ze zwrotnym roszczeniem do sprawcy, jeżeli szkoda powstała z winy sprawcy. Pytanie tylko, czy MON pod nowymi rządami będzie miał wystarczająco dużo determinacji, by z tego przepisu skorzystać i pozwać Macierewicza o zwrot kosztów.