Prezes Banaś idzie na wojnę z Polską Fundacją Narodową. Wcześniej nie dał jej rady Obajtek

Agata Kondzińska, Iwona Szpala, 

 

Spotkanie ze Stevem Woźniakiem w Warszawie w ramach projektu 100 / 100 Polskiej Fundacji Narodowej.

Spotkanie ze Stevem Woźniakiem w Warszawie w ramach projektu 100 / 100 Polskiej Fundacji Narodowej. (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta / a)

 

Prokuratura zdecyduje, czy rozpocząć śledztwo w sprawie Polskiej Fundacji Narodowej. Zawiadomienie przyszło z Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia, bo Fundacja zablokowała kontrolę swoich finansów przez NIK. A zarzuty uznaje za niestosowne

 

PFN to najbogatsza fundacja w Polsce. Mechanizm jej finansowania powstał w rządzie Beaty Szydło i opiera się na wpłatach spółek skarbu państwa. Od 2016 r. przez dekadę mają wyłożyć na projekty Fundacji aż 633 mln zł.

Wniosek NIK to nie pierwsza próba prześwietlenia PFN. Fundacja ma wyroki sądów administracyjnych, w których można przeczytać o tym, że podlega ustawie o dostępie do informacji publicznej, ale nic sobie z tego nie robi. Zasłania się tajemnicą przedsiębiorstwa, zamawia ekspertyzy, które dowodzą, że nie zarządza majątkiem publicznym.

W sporze z PFN jest warszawski ratusz, który uznał, że głośna i kosztowna kampania „Sprawiedliwe sądy” z 2017 r. nie miała nic wspólnego z ówczesnym statutem Fundacji. Zlecenie kampanii, której celem było oczernianie „sędziowskiej kasty”, co zbiegło się z zamachem na niezależność wymiaru sprawiedliwości, dostała od PFN dwójka współpracowników szefowej rządu Beaty Szydło. Rozkręcali spółkę Solvere, będąc na posadach w kancelarii premiera.

Obajtek chce informacji

Z obecną kontrolą Izba zapowiedziała się w PFN jeszcze pod koniec 2020 r. „Wyborcza” cytowała korespondencję między Izbą a posłem Tadeuszem Aziewiczem (PO), który zabiegał o kontrolę od grubo ponad roku.

„W IV kwartale br. NIK przeprowadzi kontrolę doraźną dotyczącą działalności Polskiej Fundacji Narodowej. Do powyższej kontroli wytypowany został m.in. projekt Promocja Polski w 100. rocznicę niepodległości poprzez rejs jachtu oceanicznego »I love Poland«” – napisał Marek Maj, p.o. dyrektora Departamentu Infrastruktury NIK.

Prezes NIK Marian Banaś wysłał swoich inspektorów w listopadzie 2020 r. Ale z kontroli niewiele wyszło. „Pomimo upływu kolejnych wyznaczonych terminów zarząd Fundacji nie zapewnił kontrolerom Izby dostępu do dokumentów” – pisze NIK. Izba zaalarmowała m.in. resort kultury Piotra Glińskiego, któremu podlega PFN. Do prokuratury wysłała zaś doniesienie o tym, że kontrolerzy nie dostali w wyznaczonym terminie dostępu do dokumentów. Za to przestępstwo z ustawy o NIK grozi do trzech lat więzienia.

Inną wersję ma PFN. Temistokles Brodowski, były rzecznik CBA, dziś przedstawiciel Fundacji, twierdzi, że nikt nikomu niczego nie utrudniał. Z kontrolerami NIK jest w stałym kontakcie, mimo że panuje epidemia. Zapewnia, że PFN działa transparentnie, bo co roku publikuje sprawozdania z działalności. Sprawdza je biegły rewident, a akceptuje rada Fundacji.

Przy okazji Brodowski robi miniwykład. Pisze, że Izba nie prawa kontrolować PFN, bo Fundacja nie wydaje pieniędzy publicznych: „NIK w dotychczasowej korespondencji z PFN nie wykazała relatywnie swojej kompetencji kontrolnej wobec PFN, pomimo kierowania przez PFN wielu pism i opinii prawnych”.

Z dalszej części pisma Brodowskiego wynika, że kontrolerzy Banasia nie odnieśli się do stanowiska oraz „wniosków” PFN, „które mają determinujące znaczenie dla oceny braku legalności prowadzonych przez NIK działań kontrolnych wobec PFN”.

To nie pierwszy raz, gdy Izba przygląda się Fundacji. Późną jesienią 2018 r. pisała w swoim raporcie pozycji spółek sponsorujących PFN np. o zmianie statutu w 2017 r., do której doszło „praktycznie bez wiedzy Fundatorów (…). Na brak przejrzystości działań Fundacji zareagowało (choć nie przyniosło to skutku) tylko czterech spośród dziewięciu skontrolowanych Fundatorów. Pozostałe spółki wykazały bierność”. Brakowało listów intencyjnych, analiz opłacalności wejścia w sponsoring. Zamiast tego były tłumaczenia, że stało się to z „inicjatywy skarbu państwa”.

Zainteresowany szczegółami działalności PFN był – jeszcze jako prezes państwowego koncernu Energa – Daniel Obajtek, dziś szef Orlenu. Chciał znać projekty i plany Fundacji, wiedzieć, jak wydaje pieniądze spółek, mieć nadzór nad jej działalnością. Proponował, by spółki dostawały sprawozdania finansowe z PFN. Ale nie dostał żadnej odpowiedzi.

Gliński rozdaje karty

Od początku PFN opanowali politycy i sympatycy PiS. Pierwszym prezesem został Cezary Jurkiewicz, szef klubu PiS w radzie Warszawy, działacz Klubów „Gazety Polskiej”, szef ochrony marszów smoleńskich. Strażników organizowali razem z Maciejem Wąsikiem, dziś zastępcą koordynatora służb specjalnych i wiceministrem w MSWiA.

Do zarządu PFN dołączył Maciej Świrski, który pod sztandarem Reduty Dobrego Imienia ściga za zniesławianie Polski. Świrski jest znajomym wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego. Był jego rzecznikiem, gdy Gliński zgłosił się na premiera technicznego gotowego zastąpić rządzącą wtedy ekipę PO-PSL. Gliński dziś nadzoruje PFN. A po niespodziewanej zmianie statutu Fundacji jest od blisko czterech lat jedynym ministrem, który ma wpływ na personalia w Fundacji.

Dziś Fundacją kieruje Marcin Zarzecki, wcześniej urzędnik resortu kultury, podobnie jak Gliński socjolog. W zarządzie jest jeszcze Michał Góras, też z przeszłością w Ministerstwie Kultury, któremu Gliński wpisał na ulotce w kampanii samorządowej: „To jeden z moich najbliższych współpracowników, a także doświadczony samorządowiec i społecznik. Zdecydowanie zachęcam do głosowania na niego!”. W zarządzie Fundacji został również Jurkiewicz.

Od 2017 r., po wspomnianej zmianie statutu PFN nie ma już obowiązku promocji darczyńców, czyli spółek skarbu państwa i polskiej przedsiębiorczości. Teraz zajmuje się upowszechnianiem martyrologii i bohaterskich czynów narodu polskiego, obroną wizerunku Polski czy kształtowaniem postaw patriotycznych.

Po tej zmianie PFN mogło za pieniądze spółek kupić jacht, który miał sławić Polskę po morzach i oceanach jako wspomniany „I love Poland”. Kosztował 900 tys. euro, a w 2019 r. przez 156 dni cumował na Florydzie ze złamanym masztem. Fundacja może wyprodukować film o rotmistrzu Pileckim, wydać albumy o Janie Pawle II czy dofinansować warszawską Izbę Pamięci Generała Kuklińskiego, gdzie dyrektorem jest radny miejski PiS.

Także dzięki PFN wicepremiera Glińskiego mogli poznać czytelnicy prasy poza granicami Polski. Był autorem sponsorowanego artykułu w „Wall Street Journal” „Czy chcecie dowiedzieć się, dlaczego jesteśmy dumnymi Polakami?” – to początek anglojęzycznego tweeta PFN promującego sponsorowany artykuł w „Wall Street Journal” z wiosny 2020 r.

Sąd: jawność musi być

Kłopoty z jawnością zaczęły się niedługo po starcie Fundacji. Dziennikarz Jan Kunert z portalu Bezkompromisowo.pl chciał obejrzeć rejestr umów, kto dostaje zlecenia, za ile, jakie usługi PFN zamawia. Najpierw usłyszał, że to tajemnica przedsiębiorstwa, potem prezesi Fundacji odmówili, bo „informacje nie są i nie były upubliczniane, a ich ujawnienie mogłoby narazić zarówno Fundację, jak i kontrahentów na szkodę”.

Na koniec PFN wyjaśniła, że rejestru nie ma, ale po sądowej reprymendzie dostarczyła tabelki z nazwami firm, adresami i datą zamówienia. 10 kwietnia 2018 r. sąd uznał, że PFN ma ujawniać informację publiczną, bo jej sponsorami są spółki skarbu państwa, a to jest majątek publiczny. Miesiąc później Fundacja zrecenzowała wyrok sądu administracyjnego i uznała go za wadliwy.

W ocenie PFN pogląd WSA, że majątek fundacji pochodzący z darowizn spółek kontrolowanych przez skarb państwa posiada w dalszym ciągu „przymiot majątku publicznego”, jest wadliwy. Fundacja uznała, że będzie rozpatrywać słane do niej wnioski. A jak czegoś nie ujawnia, to z obawy przed naruszeniem tajemnicy handlowej.

29 września 2019 r. sąd administracyjny zajął się z kolei obywatelską skargą z początku roku. Ponownie chodzi o dostęp do informacji publicznej. Autorka skargi próbowała poznać kulisy kampanii informacyjnej, „na temat której zarząd PFN wypowiadał się wraz z premierem we wrześniu 2017 r.”.

WSA tak opisał jej argumenty: „Podległość PFN organom władzy publicznej wyraźnie ilustrują wypowiedzi przedstawicieli większości parlamentarnej, które zostały w skardze przywołane”, a „wykonywanie zadań publicznych na prośbę albo zlecenie polskiego rządu każe uznać, że jest ona podmiotem zobowiązanym do udzielenia informacji publicznej”.

Dlatego – zdaniem sądu – ma obowiązek dzielić się dokumentami: „W sytuacji, gdy państwo realizuje swoje zadania publiczne poprzez tworzenie takich podmiotów z wykorzystaniem środków finansowych pochodzących od spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, nie można uznać, że majątek, który został Fundacji przekazany, nie zachował charakteru »majątku publicznego«”.

Sąd ukarał PFN 2 tys. zł grzywny za opieszałość i kazał dokumenty ujawnić.

 

wyborcza.pl