„Dzisiaj Kaczyński i jego ekipa – cisza jak makiem zasiał. Oni najwyraźniej spętani są jakimś przedziwnym strachem wobec Moskwy i Putina. Są bardzo pasywni od samego początku, jeśli chodzi o Białoruś. Parę gestów takich nieistotnych, ale to nawet Białorusini widzą, bo zupełnie z kimś innym szukają prawdziwego kontaktu. Mówię o opozycji białoruskiej. Relacje polsko-ukraińskie zostały de facto zdewastowane przez Kaczyńskiego i Dudę. Też wiem o tym, bo miałem opinię patrona jak byłem szefem Rady Europejskiej ds. ukraińskich i doczekałem się epitetów na Zachodzie, że jestem obsesyjnie antyrosyjski i obsesyjnie proukraiński, ale pamiętam, jakie to miało znaczenie dla Ukrainy, że Polska, polski polityk. Dzisiaj to jest w najlepszy wypadku taki mroźny chłód. To jest strasznie przykre” – mówił podczas spotkania Klubu Gazety Wyborczej szef Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk.
„Właściwie w każdym wymiarze: wewnętrznym, europejskim, globalnym czy bezpośrednio w sprawach wschodnich agenda PiS-owska jest agendą rosyjską. Aż nieprawdopodobne, ale tak jest” – dodał.
Już po wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński tłumaczył niskie poparcie dla Andrzeja Dudy wśród najmłodszych wyborców tym, że część mediów oraz Internet są „antyrządowe”.
Obserwując ustawy proponowane w ostatnich dniach przez Zjednoczoną Prawicę widać, że kolejnym celem dla PiS-u jest właśnie Internet. Chodzi o ustawę zaproponowaną przez ministerstwo sprawiedliwości, tworzącą Radę Wolności Słowa. W skrócie proponuje się obłożeniem karą 50 mln zł media społecznościowe za usunięcie bądź nieusunięcie treści niezgodnej z linią propagandową partii rządzącej.
Na przykład – ktoś ujawnia nieprawidłowości obozu rządzącego. Jeśli jedna z prorządowych organizacji uzna, że ta informacja szkodzi interesowi publicznemu i zażąda jej zablokowania , w przypadku odmowy może zaskarżyć decyzję do Rady Wolności Słowa. Ta przykładowo zdecyduje, że treść artykułu bądź wpisu może podważyć zaufanie do rządu i nakazuje usunięcie postu albo zapłacenie olbrzymiej kary. W ten sposób Rada tzw. Wolności Słowa (nazwa równie adekwatna, co nazwa partii rządzącej) może stać się narzędziem ręcznego sterowania mediami.
Jednocześnie ministerstwo finansów wyprowadza drugi cios dla mediów tradycyjnych, utrzymujących się z reklam. Rząd chce, aby niemal 300 mln rocznie wpływów z reklam szło na specjalny fundusz – zarządzany przez osoby wskazane przez polityków – który będzie popierał patriotyczne i narodowe inicjatywy medialne.
PiS liczy, że uda mu się opodatkować reklamy u cyfrowych gigantów, a na pewno na to, że niezależne od władzy media będą płacić haracz rządowi i zrzucać się na propisowską propagandę. Wg premiera Morawieckiego ma to stworzyć „lepsze warunku do rozwoju dla wolnych mediów”.
Wolnych tak samo, jak Rada Wolności Słowa.
Oba projekty oznaczają jedno: PiS dąży do ograniczenia swobody zagranicznych mediów społecznościowych, a także chce zmusić je do utrzymywania mediów prorządowych. I oby to nie był ostatni artykuł zamieszczony w wolnych mediach.
Docierają sygnały o możliwości zlikwidowania kolejnej przesłanki, kiedy ciąża jest efektem przestępstwa, np. gwałtu czy czynu pedofilsko-kazirodczego. O tym mówiła już pani Godek, kiedy TK wydał orzeczenie w październiku. Co będzie dalej?! Zlikwidują przesłankę dotyczącą zdrowia i życia kobiety? To jakiś chory manifest ideologiczny – mówi senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza. I dodaje: – PiS zamienia policję w milicję i to jest kolejny dowód na niszczenie kolejnej struktury państwa, jaką była apolityczna policja. Trzydzieści lat policja pracowała na odbudowę renomy i zaufania po czasach Milicji Obywatelskiej, teraz ta władza ją kompromituje, upadla też samych policjantów i rozkłada tę formację od wewnątrz. Niestety dziś działania policji przypominają raczej tę białoruską, rosyjską.