– Apeluję do rządzących: wróćcie do przestrzegania praworządności, a konflikt z Unią Europejską sam się rozwiąże. Ale jeśli spowodujecie, że Polska straci gigantyczne pieniądze na dalszy rozwój i odbudowę, jeśli jeszcze do tego wyprowadzicie nas z europejskiego domu, historia i ludzie wam tego nie wybaczą – powiedział w piątkowym orędziu marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Orędzie było transmitowane w TVP 1 i radiowej Jedynce.
Krystyna Pawłowicz pała oburzeniem na wygłoszone wczoraj wieczorem orędzie Marszałka Senatu: „Skandal zdrady Rzeczpospolitej przy wykorzystaniu telewizji publicznej po godz. 20.00 przez lekarza z Senatu!!!”
Przy czym nie wiemy, co konkretnie było zdradą. Najprawdopodobniej to, że Marszałkowi w ogóle udostępniono czas antenowy. Według niej utrzymywana z pieniędzy podatników telewizja służyć ma tylko propagandzie jednej partii. Skandaliczne jest z całą pewnością nazwanie czwartej osoby w państwie „Lekarzem z Senatu”.
Skandalicznych zachowań prawicy wobec orędzia Marszałka Grodzkiego jest zresztą więcej. „Brakuje mi słów, aby skomentować jego wystąpienie. Targowica w najczystszej postaci. Miałem wrażenie, że nie mówi tego Polski (pisownia oryginalna) polityk, a zagraniczny i jedynie tłumaczenie jest Polskie. Hańba, Panie Marszałku” – skomentował poseł PiS Kazimierz Smoliński.
„Podobnie jak uchwała, (wystąpienie Grodzkiego) było skandaliczne, bo sprzeczne ze stanowiskiem negocjacyjnym polskiego rządu. Przecież to premier z szefem MSZ prowadzi politykę zagraniczną” – zwraca uwagę wicemarszałek Senatu, Marek Pęk z PiS.
Falę hejtu ze strony prawicy można by skwitować po PiSowsku: „Słychać wycie? Znakomicie!”, gdyby nie fakt, że w niektórych komentarzach pojawiają się oskarżenia o branie łapówek („Koperciaż” – czytamy komentarz na Facebooku, tutaj zacytowany w pisowni oryginalnej). Najgorsza zaś jest nieświadomość, że telewizja, którą przywłaszczyła sobie partia rządząca, opłacana przez nas wszystkich, powinna służyć także wszystkim i obiektywnie prezentować różne stanowiska.
Marszałek Grodzki swoim wystąpieniem musiał bardzo popsuć szyki PiS-owi.
Premier Donald Tusk wziął udział w debacie „Demokracja czy autorytaryzm” przygotowanej przez krakowski Uniwersytet Jagielloński.
Polityk zaczął od rozważań na temat kłamstwa w obecnej polityce światowej. Przyznał, że jest ono powszechnie stosowane, choć zwycięstwo Joe’a Bidena w USA może sprawić, iż w końcu powrócimy w polityce „do faktów”.
„Będzie to poważny kłopot dla populistów i profesjonalnych kłamców, zarówno na prawicy, jak i na lewicy, i w USA, ale myślę, że szerzej, że zobaczymy tę pozytywną zmianę w Europie” – uzasadnił Tusk, dodając, że nowa ekipa rządząca w USA będzie kładła nacisk na kwestie praworządności oraz standardów demokratycznych.
„Z całą pewnością – i to jest bardzo ważny komunikat także dla Polaków – ci wszyscy, którzy planują albo bez planowania powodują osłabianie europejskiej integracji, będą wyraźnie słabsi. Będą mieli z nową administracją i z prezydentem Bidenem naprawdę sporo kłopotów” – kontynuował swoje wystąpienie były premier. Dodał: „Czy mamy się z tego cieszyć? Ja uważam, że tak, nawet jeśli może to oznaczać pewne kłopoty dla polityków rządzących, także w Polsce. Tak, dobrze byłoby, aby mieli w tej sprawie ważne kłopoty”.
W dalszej części swojego wystąpienia Tusk dodał, że niedługo dojdzie do procesu ponownej integracji obozu euroatlantyckiego (Unii Europejskiej i NATO – red.). Polska, jeśli chce być w niej traktowana poważnie, musi wrócić na normalne tory.
„Gdyby miało się tak stać, że w Polsce nie przywrócimy tego demokratycznego porządku, w którym rządy prawa, wolność jednostki i prawa mniejszości są w centralnym miejscu, to ta reintegrująca się wspólnota transatlantycka pozostawi nas na marginesie. To będzie proces być może długi, niezauważalny dla wielu, ale jeśli nie dokonamy tu przełomu w Polsce, może okazać się procesem nieuchronnym” – Tusk podsumował całość swojego wystąpienia na debacie.
Poseł do Sejmu, Michał Szczerba, opowiada w wywiadzie Wyborczej, co usłyszał podczas wielu godzin wysiadywania po komisariatach. Policjanci doskonale wiedzą, że są wykorzystywani politycznie. „Wszystkich nas tu rzucili, w całym mieście nie ma patroli”.
Ściągnięci z całej Polski, nie znają Warszawy, a w wielu miejscach, np. pod Sejmem trzymani są godzinami nawet bez wody do picia. Dla wielu z nich zachowanie agresywnych kolegów jest hańbą. Dlatego trzeba stworzyć Czarną Księgę takich postępków: „niezbędne jest wyciągnięcie wniosków, trzeba trwałych zmian w konstytucji, prawie, by zapewnić niezależność instytucji. Ale zapiszemy też tam nazwiska odpowiedzialnych za naruszenia” – mówi poseł Szczerba. – „Główną odpowiedzialność ponosi Kaczyński”. Koalicja złożyła już wniosek o odwołanie go z funkcji wicepremiera ds. bezpieczeństwa.
Rzecznicy policji daleko przekraczają swoją rolę. Policja nie może być podporządkowana partii, ale ma służyć społeczeństwu. Wielu to rozumie, przecież wybrali służbę dobrowolnie, z powołania. Nikt z policjantów nie będzie się chwalił, że zamiast złapać bandytów, bił kobiety i dzieci.
Funkcjonariusze często reagują pozytywnie na obecność posła w komisariacie. Wprawdzie mandat poselski nie uprawnia do udziału w czynnościach z zatrzymanymi, ale posłowie i tak są pomocni. Kontaktują się z partnerami zatrzymanych, zawiadamiają rzecznika praw obywatelskich. Gorzej będzie, gdy PiS przejmie i to stanowisko.
Na pytanie o to, dlaczego policja stała się bardziej brutalna, poseł odpowiada, że „to efekt nadgorliwości i strachu komendantów o posady. Presja polityczna na policję jest ogromna. Kaczyńskiemu chodzi o to, by uzyskać „efekt mrożący””. Celem jest zastraszenie protestujących. A przecież nie wprowadzono w Polsce stanu nadzwyczajnego, a tylko taki stan może ograniczyć konstytucyjne prawo do zgromadzeń.
Mimo wszystko nie można nas porównywać z Białorusią. Tam policja przez lata służyła władzy, w Polsce dotąd cieszyła się wysokim zaufaniem społecznym, Teraz to spada i trudno będzie tę tendencję odwrócić.
Od jakiegoś czasu toczy się najważniejsza rewolucja, jaka miała miejsce na tej planecie. To znaczy rewolucja kobiet.