Pułkownik Adam Mazguła opublikował na swoim Facebooku kolejny wpis na temat rządu PiS.
Ostro skrytykował w nim działania władzy ws. COVID-19.
„Nie ustają zachwyty szczekaczki propagandowej Mateusza kłamliwego, o sukcesach tej władzy. Znowu jesteśmy najlepsi i wygrywamy z covidem. Już jadą do Polski szczepionki załatwione z regionalnym sprzedawcą, chociaż jeszcze nawet nie są produkowane. On już zakupił, załatwił, poświęcił się! Tymczasem szczepionki zostały zamówione i są finansowane nie przez polski nierząd, ale przez Unię Europejską i nam przysługuje część jej zamówienia” – zaczął swój wpis.
W dalszym fragmencie napisał o śmierci swojego znajomego. „Dzisiaj dowiedziałem się, że kolejny mój kolega, ale i sąsiad zmarł na COVID-19 i to w ciągu dwóch dni od pojawienia się objawów. Procedury są takie, że szpital nie przyjął pacjenta bez wyniku testu, a na test zapisali go za dwa dni. Na wynik trzeba czekać kolejne dwa dni. W ten sposób niczego nie udało się zrobić i teraz została tylko procedura pogrzebowa, czyli po cichu, często z fałszywym wstydem przed sąsiadami, z ograniczeniami pandemii i najczęściej w tajemnicy. Tymczasem w mojej miejscowości nie działa Sanepid, bo wszyscy pracownicy są chorzy i wykończeni psychicznie oraz fizycznie. Przepełniony szpital nie przyjmuje pacjentów. Nawet rodziny osób zarażonych nie mają prawa na zrobienie testu”.
Sytuacja epidemiologiczna – jak uważa Mazguła – jest u nas po prostu tragiczna. Rząd jednak „kłamie” i „przykrywa propagandą prawdę”. Autor w swoim wpisie wymienił również absurdalne decyzje podejmowane przez PiS w trakcie pandemii m.in.: rozpoczęcie konfliktu ws. aborcji, kupno nowych limuzyn oraz wielomilionowe dofinansowania pieniężne dla „potrzebujących” artystów pop i disco polo.
„Widać wyraźnie, że jesteśmy najlepsi w ilości kłamstwa, propagandy, otępienia rządzących i pogrzebów. Została tylko jedyna nadzieja i hasło dla PiS-okupantów: Wypierda***!”” – zakończył swoje rozliczenie z PiS-em pułkownik.
Możemy się oszukiwać i zaklinać rzeczywistość, ale mamy w Polsce stan wojny domowej. Na razie „zimnej”, ale od prawdziwej wojny dzieli nas bardzo niewiele. Sytuacja jest tym bardziej niebezpieczna, że politycy obozu władzy albo nie dostrzegają stanu wrzenia, albo lekceważą go i próbują wygrać dla siebie – pisze Piotr Gajdziński.
Wskazujemy najbardziej nieprzejednanych wrogów KK
Uliczne protesty reaktywowały i spotęgowały opinie, że polski Kościół jest prześladowany, gnębiony i szykanowany. Ten bezprecedensowy atak trwa zresztą od dawna. Gdy w 2012 r. rozważano zmiany w funduszu kościelnym, Jarosław Kaczyński ujawnił, że natychmiast po odzyskaniu wolności „różne elementy czerwone, liberalne rozpoczęły atak na Kościół, atak bardzo ostry, niekiedy bardzo brutalny”. Wiele razy powtarzał potem, że „kto atakuje Kościół, ten atakuje Polskę!”. A w niedawnym liście do uczestników Zjazdu Klubów „Gazety Polskiej” prezes napisał: „Wyrażam wdzięczność, że daliście odpór wulgarnemu, barbarzyńskiemu nihilizmowi, który profanował miejsca kultu i symbole religijne”, radując się przy tym, że „postawiliśmy tamę temu nihilistycznemu szaleństwu”.
Jakie są przyczyny owego „nihilistycznego szaleństwa”? Prof. Grzegorz Kucharczyk wyjaśnił w Do Rzeczy: „Mamy do czynienia z chrystofobią: podkreślam – nie chrystianofobią, czyli nienawiścią do chrześcijan, choć z tym także mamy do czynienia, nie antyklerykalizmem, ale właśnie chrystofobią, czyli wściekłą nienawiścią do Chrystusa”. A więc żarty się skończyły. Sprawa jest tym poważniejsza, że ta furiacka nienawiść rozprzestrzenia się i eskaluje. Kilkanaście miesięcy przed ulicznym protestem kobiet Rada Biskupów Diecezjalnych uchwaliła stanowisko „w sprawie aktów przemocy motywowanych nienawiścią wobec Kościoła katolickiego i jego wiernych”. Jest w nim poważne zaniepokojenie „kolejnymi aktami przemocy wymierzonymi w Kościół Katolicki i jego wiernych, profanacją symboli, miejsc i przedmiotów kultu religijnego, które dla katolików są święte”. I jest tam również ostrzeżenie, że „ataki na Kościół i jego wiernych są grzechami ciężkimi, mocno obrażającymi Pana Boga” . O grzechach własnych jakoś się na Radzie Biskupów nie zgadało.
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego na temat aborcji jest jednym z najdziwniejszych zdarzeń w ostatnich latach w polskiej polityce, kiedy tak duża partia, w zasadzie sama z siebie, pozbawiła się głosów wielu tysięcy z trudem pozyskanych wyborców, a na dodatek nie zyskując politycznie nic w zamian. PiS przestało być partią na poziomie poparcia 40-45 proc., co dawało niemal pewność sprawowania władzy, a zaczyna być partią 35-proc., co może dać władzę, wobec słabej zdolności koalicyjnej PiS-u, tylko w przypadku wyjątkowych zbiegów okoliczności. Ostatni raz doszło do tego w 2015 roku, gdy do Sejmu nie weszło SLD, a Nowoczesna dostała się do parlamentu głównie kosztem głosów PO – mówi prof. UW Rafał Chwedoruk, politolog. – Bez cienia wątpliwości jest to najbardziej kryzysowy moment dla PiS odkąd sprawuje władzę, a nawet od początku dekady, która właśnie się kończy. Paradoksalnie PiS znalazło się w najcięższym położeniu, kiedy wspięło się na sam szczyt społecznej popularności – podkreśla.
Bruksela nie będzie bezczynnie patrzyła na harce Kaczyńskiego. Nie trudno wyobrazić sobie wstrzymanie wypłat i podział środków tylko dla strefy euro. W efekcie będziemy w Unii, ale tak, jakbyśmy w niej w ogóle nie byli – Marcin Kierwiński, sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej.