Sporo napisano już o wywiadzie udzielonym przez Jarosława Kaczyńskiego w Wielkanoc. Mimo to chcę do niego wrócić. Jest on bowiem ciekawym źródłem wiedzy o tym, jak postrzega świat część naszego społeczeństwa, której Kaczyński jest reprezentantem. I nie chodzi mi o sztandarowe tematy zastępcze tej władzy, czyli sądy i LGBT, choć i one w wywiadzie się znalazły. Chodzi mi o to, jak Kaczyński, a wraz z nim pewnie około 30 proc. naszych współobywateli, dystrybuuje winę za zło tego świata.

W wywiad udzielony w szczycie trzeciej fali pandemii Kaczyński wchodzi jako listonosz nadziei – chce dostarczyć słuchaczom „trochę optymizmu”, choć jak otwarcie mówi, pandemia skłania do pesymizmu. Rozpacz awizuje jednak nieco przewrotnie: mówi, że „ze względu na koronawirusa” zmarło „przeszło 100 tysięcy ludzi”. Ta liczba obejmuje także zmarłych „nie w sposób bezpośredni”.

Marcin Matczak: Chciałoby się zapytać: „nie przeprowadzono kto?”

Esej prof. Marcina Matczaka >>>

Historycy opisali godzina po godzinie przebieg negocjacji prowadzonych od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 przez przedstawicieli władz PRL, demokratycznej opozycji oraz strony kościelnej. Znana jest lista wszystkich uczestników obrad głównych i grup roboczych, miejsca, gdzie się spotykali. Wiemy, kto z kim pił w Magdalence, kto pić nie chciał, kto próbował obrady sabotować i kto wymyślił wolne wybory do Senatu. Nie wiemy jednak, jakie były rzeczywiste intencje strony rządowej oraz kiedy i dlaczego rządzący wówczas Polską generałowie i sekretarze PZPR doszli do wniosku, że ustrój, który budowali i umacniali, jest nie do utrzymania.

Obrady Okrągłego Stołu były happeningiem, który pozwolił przełamać psychologiczną barierę dzielącą komunistów od opozycjonistów, czego konsekwencją były częściowo wolne wybory i powołanie rządu koalicyjnego, na którego czele po raz pierwszy od 1945 roku stanął człowiek niewykonujący poleceń komitetu centralnego komunistycznej partii. Ale same ustalenia obrad miały znaczenie drugorzędne i rok później przestały obowiązywać.

Jak Polska przeistaczała się w normalne państwo. Felieton Gadomskiego >>>

Donata Subbotko: Jakie ulubione rzeczy ma pani po mamie?

Barbara Nowacka: – Na przykład ten wisiorek, który mam na szyi. Płaszcz, w którym przyszłam. Ma swoje lata, ale świetny, nie? Mama cokolwiek włożyła, była superelegancka, ja tak nie umiem. Noszę też jej czarną kurtkę skórzaną, mam w niej wiele zdjęć.

Na początku było w tym myślenie magiczne, że w ważnych chwilach muszę mieć coś, co należało do niej, teraz ważniejsze są emocje, obrazy: wejście matki do domu, wspólne zbieranie grzybów albo ściganie się w bieganiu. Jak szliśmy całą rodziną w góry, to pierwsza wstawała, a ja byłam maruderem: musimy iść? Miała talent komediowy, parodiowała mnie, np. jak rozrzucam swoje rzeczy. Albo taka scena: leżę chora, ona przychodzi z herbatką i czyta mi książkę. Jej głos. Wierszyki Brzechwy, Tuwima: „Płacze pani Słowikowa w gniazdku na akacji/ bo pan Słowik przed dziewiątą miał być na kolacji…”.

Najgorzej, że przestaję pamiętać jej zapach. Mnie to męczy, bo świat mam poznawany przez zapachy. No i są rzeczy, których nie dotykam – to znaczy pudło posmoleńskie.

Co w nim jest?

– Płaszcz z kapturem, jej ulubiony, popalony. Apaszka, taka z czerwieniami, różami. Butów żeśmy nie rozpoznali, dopiero parę dni później dotarło do nas, które to były, ale nie chcieliśmy wracać na tę halę, gdzie wyłożono rzeczy ofiar, potem żałowaliśmy. Chodziło się i wybierało… Jeszcze w ciąży byłam, była chyba druga połowa maja, zaraz potem urodziłam. Więc tych rzeczy nie dotykam. Ocalały też dokumenty matki, portfel, legitymacja poselska, ale to jest u ojca.

BARBARA NOWACKA: NA CO IM WRAK

Rocznica, więc znowu wyciągają coś nowego o Smoleńsku.

– Nie wiem, czy nowego, i dla kogo to ma jeszcze znaczenie.

W zamach wierzy podobno co czwarty Polak, w tym połowa wyborców Andrzeja Dudy.

– Dla mnie Smoleńsk to za poważna sprawa. Ich opowieści nie wywołują już we mnie żadnej ekscytacji. Może tylko historia, że trzy osoby przeżyły, była czymś, czego człowiek kurczowo się trzymał przez pierwszą dobę.

Liczba trzy powtarzała się tam trzy razy. Antoni Macierewicz powiedział: „Po TRZECH latach badań mogę powiedzieć, że są dowody świadczące, że TRZY osoby przeżyły katastrofę. (…) Potwierdzają to TRZY niezależne źródła”. Wie pani, o których osobach mówił?

– Nie. Ktoś powinien go spytać.

Pani nie pytała?

– Gdy wchodzę z kimś w dyskusję, to wierzę, że wyjdzie z tego coś pozytywnego, a co może wyjść pozytywnego po rozmowie z Macierewiczem? Czy on w ogóle prowadzi z kimś dialog?

Bardzo ciekawy wywiad z Barbarą Nowacką >>>

– Straszliwa siła wybuchu zabiła polską elitę narodową, nie ma wątpliwości, że musiało dojść do eksplozji – to konkluzja tzw. filmowego załącznika do raportu smoleńskiej podkomisji Antoniego Macierewicza. W sobotę w południe pokazała go TV Republika, a wieczorem emisja w TVP.

Film o pracach podkomisji smoleńskiej wyemitowany w sobotę w TVP1 “ma być ostatnim raportem smoleńskim” Antoniego Macierewicza – informuje Onet.pl. Z ustaleń dziennikarza portalu Andrzeja Stankiewicza wynika, że “władze PiS po raz ostatni pozwoliły mu obsadzić się w roli smoleńskiego bohatera”.

3 artykuły o chorym Macierewiczu >>>